Po wyprowadzeniu się z motelu pojechaliśmy do sklepu sieci Dick's Sporting Goods, znajdującego się w Henderson, mieście graniczącym z Las Vegas, gdzie miałem zamiar kupić naboje z gazem. Jakoś tak mi wypadło z mapy, że tam będzie nam najłatwiej dojechać. Sklep mieścił się w galerii handlowej Gallery at Sunset, ale na miejscu okazało się, że jest czynny dopiero od 10, a była 9:30. Na szczęście punkty gastronomiczne otwierano wcześniej, więc za jedyne 15 dolarów zjedliśmy trzy smaczne porcje mięsiwa z grilla z warzywami zakupione na stoisku Hawaiian Grill.
Po zakupach odjechaliśmy w kierunku Parku Narodowego Zion. Najtrudniejszy okazał się wyjazd z aglomeracji Las Vegas. Panuje tu dość duży ruch uliczny, a kierowcy jeżdżą agresywniej niż w Kalifornii.
Droga okazała się dość monotonna. Jedzie się przez równinne obszary stanów Nevada i Arizona, zanim dociera do granic Utah. Szare pustynne równiny zastępowane są stopniowo przez czerwone skały. W mieście Saint George zrobiliśmy zakupy w supermarkecie spożywczym i ruszyliśmy w dalszą drogę. Do Parku Narodowego Zion dotarliśmy wczesnym popołudniem (musiałem przesunąć zegar o godzinę do przodu, gdyż Utah jest w innej strefie czasowej niż Nevada i California). Prawdę mówiąc, nie spodziewałem się tutaj wielkich rewelacji, jeśli chodzi o krajobrazy. Sądząc z opisów miał być to dość ładny park, ale bez jakichś szczególnych uniesień. Myślę, że nie pomyliłem się.
Do parku nie można wjechać latem własnym samochodem, więc zostawiliśmy naszego chevroleta na parkingu niedaleko od wjazdu do parku i pojechaliśmy autobusem wahadłowym na przystanek Zion Lodge. Mieliśmy stamtąd przejść kombinowanym szlakiem obok jeziorek zwanych Emerald Pools. Niestety, okazało się, że z przystanku Zion Lodge można dojść tylko do najniższego jeziorka. Dalej szlak został uszkodzony i czekał na naprawienie. Po dojściu do jeziorka wróciliśmy tą samą drogą. Był to krótki spacer, przypominający przechadzkę po parku. Widoki były całkiem ładne. Strome czerwone urwiska dodawały dolinie, przez którą płynęła wartka rzeka, malowniczości.
Stanęliśmy w obliczu wyboru. Mogliśmy następnie pojechać na kolejny przystanek – Grotto, skąd mogliśmy dojść do drugiego, wyższego jeziorka, Doszliśmy jednak do wniosku, że krajobrazy będą pewnie podobne, więc postanowiliśmy wrócić na parking i stamtąd przejść kawałek szlakiem prowadzącym w kierunku góry Watchman. Gdy nasz autobus odjeżdżał z przystanku obok Zion Lodge przez okno zobaczyliśmy dzikiego indyka. To właśnie tu żyją na wolności te hodowane także w Polsce ptaki.
![]() | |
|
Nie pokonaliśmy całego szlaku Watchman Trail, bo było bardzo gorąco i nie chciało nam się iść. Wróciliśmy więc na parking i udaliśmy się w dalszą drogę samochodem na pole namiotowe Bauer's Campground. Droga wije się malowniczo wśród gór, dwukrotnie przez wydrążone w nich tunele. Kilkakrotnie stawaliśmy na punktach widokowych, by chłonąć urocze górskie krajobrazy.
Po pewnym czasie góry się skończyły i wjechaliśmy na bardziej płaski teren. Na polu namiotowym nie było nikogo z obsługi, ale na drzwiach wisiała kartka z informacją, gdzie powinien rozbić się każdy z gości. Miejsca dla namiotów są ulokowane w przyjemnym sadzie z zieloną trawką. By przygotować kolację, rozpaliliśmy grilla.
Zastanawialiśmy się nad skorzystaniem z pralni, ale nie mieliśmy ze sobą proszku, a biuro kempingu, w którym z pewnością można było kupić to i owo, było – jak już napisałem – zamknięte. W hotelu w Las Vegas widzieliśmy w pralni automaty sprzedające proszek do prania, ale tu ich nie było. Tak więc musieliśmy zrezygnować z tego pomysłu.
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 Następna strona