Death Valley-Las Vegas - 29.06.2012

I znowu temperatura przekraczała 40 stopni. Nie nadawała się do dłuższych spacerów. Tylko dwa razy tego dnia wyszliśmy z samochodu w Dolinie Śmierci. Najpierw przeszliśmy kilkusetmetrowym szlakiem Salt Creek Interpretive Trail – był to chodnik wybudowany nad korytami wyschniętych strumieni, obok którego postawiono tabliczki z opisami życia biologicznego na pustyni.

Później zaś odwiedziliśmy nieczynną kopalnię boraksu – Harmony Borax Works. Chodzenie w takim upale było trudnym wyzwaniem, więc pojechaliśmy dalej już prosto do Las Vegas. Zrobiliśmy sobie przerwę na próbę zakupów w mijanym po drodze miasteczku, gdyż skończył mi się jeden z nabojów z gazem do kuchenki i doszedłem do wniosku, że w takim tempie może mi gazu już wkrótce zabraknąć, ale jakoś nie udało mi się namierzyć odpowiedniego sklepu. W marketach w USA najpopularniejsze kartusze z gazem pasują tylko do dużych kuchenek turystycznych, które zresztą można kupić w tychże samych sklepach. Małe pojemniki z gwintem do wkręcania zaworu spotyka się właściwie tylko w specjalistycznych sklepach sportowych i turystycznych. Później odkryłem, że często można je znaleźć również w sklepikach na terenie kempingów i parków narodowych.

W trakcie tych poszukiwań od razu rzuciło mi się w oczy, że znaleźliśmy się już na terenie innego niż Kalifornia stanu. W co drugim sklepie obok ściany stał rząd jednorękich bandytów. Nevada żyje z hazardu. Rozbawił nas natomiast szczerze tekst ogłoszenia, które zobaczyłem z okna samochodu, gdy przejeżdżaliśmy obok pustego kamienistego placu. Tekst brzmiał: „Kup ziemię. Tu jest Twoja przyszłość”. Nevada to pustynny stan, którego krajobrazy są wyjątkowo mało gościnne, a atrakcje turystyczne z punktu widzenia piszącego niniejsze słowa umiarkowane. Upatrywanie w tym miejscu swojej przyszłości brzmi jak głupi żart.

Na miejscu byliśmy wczesnym popołudniem. Las Vegas to monstrualne miasto na pustyni, co jest fenomenem świadczącym o bogactwie i zarazem rozrzutności Amerykanów. Zameldowaliśmy się w dość skromnym motelu Best Americas Las Vegas Strip (30 USD za pokój przez booking.com).

Hotel był skromny jak na Las Vegas i wybujałe atrakcje oferowane przez wielkie kompleksy hotelowo-rozrywkowe charakterystyczne dla tego miasta, ale był w odległości paru kroków od tak zwanego Stripu, czyli głównej ulicy Las Vegas. Zanim się na nią udaliśmy, postanowiliśmy odpocząć sobie po podróży. Ja z Andrzejkiem poszedłem na hotelowy basen, a Małgosia czytała sobie w klimatyzowanym pokoju.

Potem jeszcze zjedliśmy obiad w ulokowanej obok hotelu restauracyjce.

Zaczynał się zmierzch, gdy wyruszyliśmy na miasto. Strip jest pełen ludzi, nim jednak wmieszaliśmy się w ten tłum, postanowiliśmy pojechać do hotelu Mandalay Bay, w którym znajduje się akwarium Shark Reef. Ze skrzyżowania z aleją Tropicana, przy której znajdował się nasz hotel, odjeżdża do niego darmowa kolejka naziemna, którą można przejechać z Hotelu Excalibur (z groteskowymi i trochę kiczowatymi wieżyczkami, mającymi przypominać zamek w stylu filmów Disneya), poprzez Hotel Luxor (w kształcie piramidy egipskiej) do hotelu Manadalay Bay.

Kasyno w hotelu Mandalay Bay
Kasyno w hotelu Mandalay Bay

Hotel ten to gigantyczny moloch, którego parter jest jednym ogromnym kasynem gry. Goście mogą korzystać z dużej liczby restauracji i kawiarni. Dla wielu Amerykanów Las Vegas to miejsce, w którym można wziąć szybko ślub, toteż w hotelu nie mogło zabraknąć również przeznaczonej do tego kaplicy. Wstęp do akwarium jest płatny. Bilet dla dorosłego kosztuje 18 dolarów, dla dziecka – 12 dolarów. Akwarium jest całkiem fajne, pierwszy raz miałem okazję widzieć uwięzione w zbiornikach wodnych meduzy i ośmiornice. Z samą ideą korytarza z przeźroczystymi ścianami na dnie wielkiego akwarium po raz pierwszy zetknąłem się na malajskiej wyspie Langkawi.

Akwarium w hotelu Mandalay Bay
Akwarium w hotelu Mandalay Bay

Po zakończonym pokazie wróciliśmy kolejką na stację przy alei Tropicana i wybraliśmy się na spacer po Stripie. Jest to jakieś zwariowane miejsce, w którym tłumy ludzi przelewają się po chodnikach, po obu stronach ulicy mija się niekończący się szereg hoteli i restauracji, a przechodniów zaczepiają ludzie wciskający im do rąk reklamy prostytutek. Dla mnie było to bardzo kiczowate i niesmaczne, ale może komuś się spodobać.

Widok na Strip
Widok na Strip

Po przechadzce poszliśmy dość późno spać.

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 Następna strona