San Francisco - 24.06.2012

Ten dzień zaczęliśmy bardzo wcześnie, bo – zgodnie z przewidywaniami – rytm dobowy Andrzejka nie dał się oszukać. Już o 4 rano kazał mi wstawać. Musiałem iść do kuchni, zrobić mu jedzenie, a potem czytałem mu bajki.

Jacek i Ewa wstali około siódmej, zjedliśmy razem śniadanie i pojechaliśmy zwiedzać San Francisco, razem z ich córeczką. Na szczęście nasi gospodarze byli w posiadaniu dużego siedmioosobowego samochodu, więc wszyscy się nim zabraliśmy. Zwiedzanie zaczęliśmy od nabrzeża portowego. Oczywiście nie jest to żaden zabytek w europejskim rozumieniu, ale dość ładne i klimatyczne miejsce. Miasta USA nie mają za sobą długiej historii, więc spacerując po nich, oczekujemy czegoś innego niż w przypadku typowego europejskiego miasta. Wędkujący z molo pasjonaci wzbudzili zainteresowanie Andrzejka, który długo namawiał mnie na zakup wędki. Nie udało mu się to, oczywiście. Nie mieliśmy czasu na moczenie kija. W pustynnych stanach, przez które wiodła będzie nasza podróż, trudno było zresztą oczekiwać znalezienia odpowiedniego do tego celu miejsca.

Wybrzeże w San Francisco
Wybrzeże w San Francisco

Przeszliśmy przez ulokowaną przy nabrzeżu halę targową pełną sklepów. Nas najbardziej interesowało jedzenie. Wybór był wspaniały, choć ceny dość wysokie (nawet jak na Kalifornię, o czym zapewnił nas Jacek).

Potem ruszyliśmy w kierunku centrum miasta.

Naraz naszą uwagę przykuła głośna muzyka i tłum ludzi otaczających ulicę, po której sunęły umieszczone na samochodach platformy. Tęczowe flagi i wygląd uczestników tego widowiska rozwiewał wszelkie wątpliwości. Trafiliśmy na największą w USA i podobno jedną z większych na świecie paradę gejów i lesbijek. Spotkanie to dało asumpt do wyjaśnienia Andrzejkowi, na czym polega zjawisko homoseksualizmu. Zastanawiałem się, co by powiedzieli moi znajomi, gdybym zaczął im opowiadać, że termin lądowania w San Francisco wybrałem ze względu na paradę. Lubię prowokacje, ale po namyśle uznałem, że ta byłaby zbyt daleko idąca.

Tęczowa parada w San Francisco
Tęczowa parada w San Francisco
Tramwaje jeszcze jeżdżą w San Francisco
Tramwaje jeszcze jeżdżą w San Francisco

Jeśli chodzi o miasto, to najbardziej ciekawa była dla nas dzielnica chińska, podobno jedna z największych w USA. Najpierw przeszliśmy przez ulicę „gastronomiczną”, pełną sklepików i wszelkiego typu barów i restauracji. Potem na kolejnej ulicy znaleźliśmy mnóstwo sklepów z chińskimi artykułami przemysłowymi. Małgosi udało się nabyć w nich kilka kuchennych utensyliów, których znalezienie w Polsce byłoby bardzo trudne, jeżeli w ogóle możliwe.

San Francisco - chińska dzielnica
San Francisco - chińska dzielnica

Ulice San Francisco stanowią ulubioną przez producentów filmowych scenerię dla filmów kryminalnych z elementami samochodowych pościgów. Miasto leży na wzgórzach, więc wiele ulic jest bardzo stromych. Znajdujące się na nich garby w miejscach, w których są przecinane przez przecznice, powodują, że jadące bardzo szybko samochody wzbijają się w powietrze. Przejechaliśmy przez kilka takich uliczek, w tym jedną, wyjątkowo krętą i oblężoną z tego powodu przez turystów.

San Francisco - ta ulica jest nieźle pokręcona
San Francisco - ta ulica jest nieźle pokręcona

Następnie pojechaliśmy się na nabrzeże, gdzie udaliśmy się do miejscowej restauracji. W tym rejonie restauracje specjalizują się w owocach morza, a lokalnym przysmakiem jest cioppino, czyli słynny chleb z San Francisco na zakwasie wypełniony potrawką z owoców morza. Konsumujący otrzymuje specjalny, chroniący ubranie fartuch, gdyż dłubanie się w owocach morza, a zwłaszcza w krabach, jest zajęciem niewątpliwie brudzącym. Restauracja należała do droższych, jednak warto zapłacić czasem nieco więcej, by dowiedzieć się czegoś na temat lokalnej kuchni.

Słówko o napiwkach. Dawanie ich w restauracjach w USA jest koniecznością, gdyż jest to w wielu przypadkach podstawowy element wynagrodzenia personelu. Przyjmuje się, że napiwek powinien wynosić około 15% ceny netto. Gdy jedzenie czy obsługa są okropne, należy wezwać menedżera. Sam brak napiwku to za mało. Niekiedy (tak było w tym przypadku, gdyż stanowiliśmy dużą, sześcioosobową grupę) napiwek może być już wliczony w rachunek – wtedy nie trzeba go oczywiście ponownie dawać.

Po obiedzie pojechaliśmy obejrzeć przystań, z której rozpościerał się widok na wyspę Alcatraz, a następnym celem naszej wycieczki była plaża w pobliżu Golden Gate, jednego z bardziej charakterystycznych widoków w San Francisco. Mogliśmy przekonać się, że na plaży potwornie wieje. Nie są to z pewnością warunki odpowiednie do plażowania czy pływania w morzu. Kalifornia kojarzy się z amerykańskimi filmami o plażowiczach i ofiarnych ratowniczkach z obfitym biustem, ale prawda jest taka, że jeżeli ktoś w tej części USA ma ochotę popływać w Pacyfiku, wybiera się do jednego z meksykańskich kurortów. Niedaleko miejsca, w którym zatrzymaliśmy się, wybudowano w 1915 roku pałac sztuki – sztuczną, pseudoantyczną monumentalną budowlę. W ten sposób nowoczesne San Francisco wyprodukowało sobie rzekomy zabytek, co sprawia dość groteskowe wrażenie.

San Francisco - widok na most Golden Gate
San Francisco - widok na most Golden Gate

Na koniec pojechaliśmy na wznoszącą się nad miastem górę Twin Peaks. Latem zazwyczaj miasto jest zamglone, my jednak mieliśmy szczęście. Mgły wcale nie było i mogliśmy podziwiać panoramę miasta.

San Francisco - krajobraz z Twin Peaks
San Francisco - krajobraz z Twin Peaks

Po powrocie do domu naszych przyjaciół wybrałem się z Jackiem do pobliskiego sklepu sportowego, w którym kupiłem na wszelki wypadek trochę żywności liofilizowanej oraz pojemniki z gazem do mojej kuchenki.

Wieczór upłynął nam na pogawędkach.

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 Następna strona