Dzisiaj w planach mieliśmy zwiedzanie Arches National Park. Po śniadaniu pojechaliśmy na początek szlaku nazwanego Devil's Kitchen, czyli Kuchnia Diabła. Wjazd do parku znajduje się kilka kilometrów na północ od miasteczka Moab. Po przejechaniu przez bramki służące do pobierania opłat stroma droga prowadzi na górę płaskowyżu. Parking przy początku szlaku Devil's Kitchen znajduje się na samym końcu asfaltowej drogi wiodącej przez park. Od bramki trzeba przejechać do tego miejsca około 30 kilometrów. Parking okazał się zatłoczony i z pewnym trudem znaleźliśmy miejsce, mimo że jeszcze było dość wcześnie.
Na początku szlaku roiło się od ludzi. Wydawało się nam to zdumiewające, bo takich tłumów dotąd nie widzieliśmy, nawet w Sequoia National Park. Było bardzo gorąco. Po dotychczasowych wędrówkach byliśmy już w pewnym stopniu uodpornieni na upał, ale mnóstwo ludzi sprawiało wrażenie ledwie żywych, włączając w to jakąś grupkę z Polski.
![]() | |
|
Przeszliśmy przez cywilizowaną część szlaku, a następnie, by nie wracać tą samą drogą, ruszyliśmy tak zwaną „prymitywną pętlą”. Szlak pozwala zobaczyć dwa dodatkowe łuki poza tymi, które są dostępne na łatwiejszej części szlaku, a wędrujących po nim osób jest znacznie mniej niż w zatłoczonej „cywilizowanej” części szlaku. Trudność polega na tym, że trzeba tu i ówdzie wysilić się, by odnaleźć szlak, a największy kłopot sprawia pewne miejsce, w którym konieczne jest trawersowanie ściany skalnej. Nie jest to jednak szczególnie trudne i nawet Andrzejek – z pewną pomocą Małgosi – pokonał tę przeszkodę.
Prawdę mówiąc, miałem poczucie zawodu. Spodziewałem się, że łuków jest więcej, a krajobraz bardziej urzekający. Nie oznacza to, że Arches National Park nie zasługuje na odwiedziny. Tylko że po obejrzeniu tylu pięknych miejsc liczyliśmy jakoś na więcej. Być może na to, że mieliśmy takie właśnie odczucia, wpływ miała zabójcza temperatura. Pewnym niedosytem tłumaczę sobie jednak to, że zrezygnowaliśmy nawet z obejrzenia dwóch ostatnich łuków na szlaku Devil's Kitchen, a zamiast przejść szlakiem do podnóża Delicate Arch, symbolu parku narodowego, którego zdjęcie znajduje się na okładce niemal każdej książki o nim, wybraliśmy się jedynie na punkt widokowy odległy o kilkaset metrów od parkingu. Skądinąd łuk widać z tego punktu rzeczywiście całkiem nieźle.
![]() | |
|
Po powrocie na kemping wybraliśmy się na lody. Jedną z atrakcji oferowanych na kempingu KOA w Moab jest możliwość zjedzenia niedrogich lodów z przeróżnymi dodatkami, które sami możemy sobie dobrać. „Bilet” dla jednej osoby na lodową ucztę kosztuje 2,75 dolara plus podatki. Już do końca pobytu na kempingu KOA fundowaliśmy sobie popołudniami lodową ochłodę.
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 Następna strona