Rano pojechaliśmy na najbliższą pocztę, którą znalazła nam nawigacja samochodowa. Poczta była zamknięta. Dopiero gdy zapytałem się jakąś panią, która przyszła wrzucić listy do skrzynki, o powód zamknięcia, dotarło do mnie, że jest właśnie 4 lipca, amerykańskie święto narodowe. Już od kilku dni widzieliśmy jego symptomy: wywieszone gdzieniegdzie amerykańskie flagi, plakaty informujące o uroczystościach i ogłoszenia o zakazie puszczania fajerwerków na polach namiotowych.
Granice Capitol Reef National Park oddalone były zaledwie o kilka mil. Przez park przechodzi droga, na której nie są pobierane żadne opłaty. Zjechaliśmy po drodze na kilka punktów widokowych – Sunset Point, skąd był widok na ściany skalne parku, oraz Goosenecks Overlook – skąd mogliśmy podziwiać widok na głęboki kanion niewielkiej rzeki Sulphur Creek. Do obu tych miejsc prowadziły króciutkie, nawet nie kilometrowej długości szlaki rozpoczynające na tym samym parkingu. Widoki były ładne, ale na kolana rzucił nas dopiero kolejny szlak: Cohab Canyon Trail. Do początku szlaku dociera się po przejechaniu przez pozostałości mormońskiej osady Fruita, obok której znajduje się biuro parku. Zatrzymaliśmy się tam na chwilę i wszedłem do środka, ale w kolejce do rangera stało kilka osób, więc wziąłem mapki i foldery i wyszedłem.
![]() | |
|
Opłaty wnosi się, gdy spróbuje się wjechać na drogę oznaczoną na mapie jako Scenic Route, która wiedzie na południe od Fruity. Nie ma tam bramki ze strażnikiem, a jedynie formularze, które należy wypełnić i wrzucić wraz z opłatą za wjazd do specjalnej skrzynki. Jako posiadacze ważnej przez rok karty uprawniającej do wstępu do parków federalnych nie musieliśmy nic płacić, zwłaszcza że nie zamierzaliśmy wjeżdżać na Scenic Route. Początek szlaku Cohab Canyon Trail znajduje się bowiem jeszcze przed bramką.
![]() | |
|
Początkowo szlak prowadzi zakosami w górę po stromym zboczu wznoszącym się nad Fruitą. W pewnym momencie dochodzi się do wlotu kanionu i wędrowiec zaczyna się czuć, jakby znalazł się... głęboko pod powierzchnią morza. Otaczające piaskowce mają opływowe kształty, a kolory przypominają rafy koralowe. Przez ten „wodny świat” wędrowaliśmy przez trochę ponad godzinę łagodnie w dół. W miejscu, gdzie kanion zrobił się szerszy i trochę mniej widowiskowy, weszliśmy po jego ścianie na górę, skąd widać było zieloną dolinę Fruity. Na szczęście podczas tej wędrówki słońce nie przypiekało nas tak jak choćby poprzedniego dnia podczas wędrówki przez koryto Harris Wash.
![]() | |
|
![]() | |
|
Wróciliśmy do samochodu i pojechaliśmy dalej na wschód. Czasem zwalnialiśmy, by nacieszyć oczy widokami, a raz zatrzymaliśmy się, by obejrzeć piktogramy pozostawione kilkaset lat temu przez indiańskich wędrowców przemierzających te strony.
![]() | |
|
Wkrótce minęliśmy granice parku i wjechaliśmy w krainę jałowych wzgórz o kolorze gipsu. Mimo że nie były tworem człowieka, dziwnie przypominały fabryczne hałdy, nie zaś dzieło przyrody. Zapewne były równie niezwykłym tworem natury jak miejsca, które widzieliśmy na terenie parków narodowych, ale odrzucały nas swoim przemysłowym wyglądem.
W małym miasteczku Hanksville, które składało się głównie ze stacji benzynowych, zatankowaliśmy samochód. Stąd ruszyliśmy na północ.
Po 20 milach dotarliśmy do bocznej drogi odchodzącej od głównej drogi, a wiodącej do Goblin Valley State Park. Skręciliśmy w nią. Wcześniej zarezerwowałem nocleg na znajdującym się na terenie tego parku stanowego polu kempingowym. Przy wejściu do parku porozmawiałem z panią ranger na temat pogody. Następnego dnia czekała nas wędrówka przez tak zwany „slot canyon”, czyli wąski kanion okresowo zalewany przez wodę, i zależało nam na tym, by nie zaskoczyła nas burza. Prawdopodobieństwo wystąpienia burzy w dniu jutrzejszym wynosiło 30% zgodnie z prognozą pokazywaną mi przez panią ranger w tym momencie, ale jak to z prognozami meteorologicznymi bywa, mogło się do jutra zmienić. Umówiłem się, że po bardziej szczegółowe informacje zwrócę się następnego dnia przed wyruszeniem na wędrówkę.
Pole namiotowe było całkiem ładne. W otoczeniu skał o fascynujących kolorach i ciekawych kształtach rozbiliśmy namiot na piachu. Obok każdego stanowiska była zadaszona weranda, na której rozłożyliśmy sprzęt do gotowania. Wieczorem poszliśmy obejrzeć okoliczne skały.
![]() | |
|
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 Następna strona