Syjamska przygoda - 7.01.2007 - 24.01.2007

Wspomnienia z podróży do Tajlandii spisane przez Pawła Ziębę

Dlaczego tym razem Tajlandia? Jednym z powodów było to, że jeszcze nie byliśmy w Tajlandii, a bardzo chcieliśmy zobaczyć ten kraj znany z gościnności i świetnej kuchni. Poza tym dla osób podróżujących z małymi dziećmi bardzo istotną kwestią jest podróż do miejsca, w którym można kupić wszystkie niezbędne dla malucha rzeczy, zagrożenia zdrowotne są niewielkie, a pomoc lekarska łatwo dostępna i na odpowiednio wysokim poziomie. Tajlandia – rzecz jasna – spełnia te podstawowe kryteria.

Niestety większość terenów uważanych za egzotyczne zawiera źródła różnych zagrożeń zdrowotnych dla przebywających tam ludzi. Trzeba mieć świadomość, że choroba, która dla dorosłego człowieka jest zaledwie nieznaczącym epizodem, dla dziecka może skończyć się tragicznie. Dlatego też podróżować z dzieckiem należy do miejsc, w których można uzyskać pomoc lekarską na przyzwoitym poziomie. Zgodnie z przewodnikami zarówno Tajlandia, jak i Malezja są takimi miejscami. Liczba szpitali i gabinetów lekarskich jest całkiem spora, a wiedza lekarzy nie budzi zastrzeżeń.

Najpoważniejszym z zagrożeń w sferze klimatu tropikalnego jest chyba malaria. Podróżującym do regionów objętych malarią zaleca się stosowanie tak zwanej profilaktyki antymalarycznej. Polega ona głównie na zażywaniu specjalnych leków. Problem w tym, że leki te są dość toksyczne i dlatego też stosowanie ich u dzieci jest problematyczne. Co prawda, niektórzy twierdzą, że jeden ze środków najnowszej generacji malarone jest na tyle mało toksyczny, że nadaje się dla dzieci, ale krążą na ten temat sprzeczne opinie. Kilku lekarzy odradzało mi stosowanie tego specyfiku u mojego dziecka. Dlatego też na wszelki wypadek podczas podróży z dzieckiem wybieram na razie kraje, w przypadku, których stosowanie profilaktyki antymalarycznej nie jest zalecane. Być może jest to z mojej strony nadmierna ostrożność, ale myślę, że świat jest na tyle duży, że planując cel podróży, można wybrać wiele takich miejsc, które nie będą wzbudzały wątpliwości, że są bezpieczne dla mojego dziecka.

Dane na temat zagrożeń i zaleceń związanych z malarią można znaleźć na stronie Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Zgodnie z nimi większość terytorium Tajlandii i Malezji nie znajduje się w strefie występowania zagrożeń malarią. Malaria występuje w kilku prowincjach, ale nie znajdowały się one na planowanej trasie podróży.

Tym razem mieliśmy kilka istotnych ograniczeń, co do czasu podróży. Jeśli chodzi o czas, to ważne było to, by wylecieć już po Nowym Roku, kiedy naliczy się nowy urlop w naszych miejscach pracy i trochę osłabnie presja wywierana pod koniec roku przez pracodawców na pracownika. Ponadto powrót powinien nastąpić przed 24 stycznia. W tym bowiem dniu nasz Prosiaczek miał kończyć dwa lata, co ma zasadnicze znaczenie dla ceny biletów lotniczych. Dziecko do drugiego roku życia może skorzystać z taryfy „infant” i wówczas nie ma własnego miejsca a bilet kosztuje 10% ceny biletu normalnego lub nawet mniej. W dniu drugich urodzin rzeczy się zmieniają diametralnie – dziecko ma własne miejsce, ale płaci za bilet według taryfy dziecięcej, co oznacza, że ma na przykład tylko 15% czy 20% ulgi w stosunku do ceny biletu normalnego, a czasem nie ma jej wcale – w zależności od polityki cenowej danej linii lotniczej. Przy kosztach biletów międzykontynentalnych różnica w cenie może sięgać kilku tysięcy złotych, więc jest, o co walczyć.

Wypadło na styczeń i to raczej początek miesiąca. Nie jest to zbyt dobry czas na wakacyjne podróże, ponieważ po Nowym Roku ludzie, którzy pracują w innych krajach, wracają po świętach z domu do pracy. Są też tacy, którzy traktują okres świąteczny jako możliwość przedłużenia sobie o kilka dni urlopu i wtedy właśnie planują wyjazdy. W konsekwencji obłożenie miejsc w samolotach jest dość duże, nie ma zbyt wielu promocji i trudno kupić tanie bilety w tanich liniach.

Ale cóż, niestety – ograniczenia ograniczeniami, a musieliśmy jakoś dostać się do Tajlandii.

Na szczęście udało nam się w tym trudnym okresie znaleźć tańsze bilety do Kuala Lumpur. W Malezji już byliśmy, więc miał być to tylko kraj tranzytowy. Na szczęście z Kuala Lumpur można całkiem łatwo dostać się do Bangkoku miejscowymi tanimi liniami Air Asia.

Dla naszej trójki (dwie osoby dorosłe oraz dziecko) bilety do Kuala Lumpur kosztowały jedyne 4800 zł z wylotem z Frankfurtu nad Menem. Zważywszy, że przewoźnikiem miała być jedna z najlepszych linii lotniczych na świecie – Emirates ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich – była to rzeczywiście bardzo dobra cena.

Pozostawała jeszcze kwestia dotarcia z Wrocławia do Frankfurtu. Rozwiązaliśmy ją, kupując bilety lotnicze taniej linii Ryanair. Nie była to może decyzja najbardziej szczęśliwa. Jeśli chodzi o powrót, to mieliśmy przylecieć 23 stycznia wczesnym popołudniem, więc po przenocowaniu mogliśmy spokojnie lecieć następnego dnia o świcie. Natomiast wylatywaliśmy 7 stycznia wieczorem, więc kupiliśmy bilet na poranny bilet z Wrocławia tego samego dnia. Później jednak czułem z tego powodu pewne zdenerwowanie. Jak się okazało, samolot przyleciał bardzo punktualnie, ale gdyby się bardzo spóźnił lub – co gorsza – został w ogóle odwołany, mogliśmy liczyć co najwyżej na zwrot ceny biletu do Frankfurtu. Co prawda, mieliśmy przygotowane alternatywne warianty z wylotem z Poznania czy Warszawy, jednak skorzystanie z nich byłoby również ryzykowne i zwiększyłoby w istotny sposób koszt podróży. Dlatego też raczej nie polecamy wariantu, który sobie przygotowaliśmy. Za duże potencjalne ryzyko niepowodzenia. Lepiej kupić bilety na wcześniejszy dzień i przenocować lub jechać pociągiem, chociaż to drugie rozwiązanie ze względu na czas przejazdu wydaje się trochę męczące.

Jeśli chodzi o pociąg, to kupiłem na stronie kolei malajskich bilet kolejowy na nocny pociąg z Hat Yai w Tajlandii do Kuala Lumpur na noc poprzedzającą nasz wylot. Zarezerwowałem miejsce w kuszetce, więc miałem nadzieję, że uda nam się przespać.

Jeśli chodzi o sprawy wizowe, to postanowiliśmy je sobie darować. Malezja jest dla Polaków krajem bezwizowym, a w Tajlandii jest możliwe otrzymanie wizy na lotnisku międzynarodowym w Bangkoku (i – nawiasem mówiąc – w kilku innych miejscach). Wiza jest dość droga – kosztuje 30 USD od osoby, a ponadto uprawnia tylko do 14 dni pobytu bez możliwości przedłużenia. Jednak i tak nie mieliśmy zamiaru przebywać w Tajlandii dłużej.

Jeśli chodzi o zakwaterowanie, to wziąłem pod uwagę, że styczeń, a zwłaszcza pierwsza połowa miesiąca, to okres szczytu turystycznego. Dlatego też jeszcze przed wylotem zarezerwowałem znaczną część hoteli – zrobiłem tak w przypadku pobytu w Bangkoku, Koh Lanta, Koh Ngai oraz parku narodowego Thale Ban. W pozostałych miejscach mieliśmy mieszkać krótko i nie były to miejsca uczęszczane przez tłumy turystów, dlatego w ich przypadku postanowiłem szukać noclegu już po przybyciu na miejsce. Skorzystałem z pośrednictwa internetowych agencji http://www.krabi.com, http://www.hotelthailand.com oraz http://www.thaiforestbooking.com. We wszystkich płaciłem kartą kredytową i w zamian mogłem wydrukować sobie potwierdzenia rezerwacji, które pokazywałem po przybyciu do konkretnego hotelu. We wszystkich przypadkach cena pokoju hotelowego nie odbiegała od tej, którą dostałbym bezpośrednio u hotelarza. Wyjątkiem był nocleg w Thaleban, z który musiałem zapłacić dość solidną prowizję za pośrednictwo firmie turystycznej – 600 baht. Do wyboru jednak miałem bezpośredni przelew międzynarodowy na konto tajskiej agencji rządowej zajmującej się parkami narodowymi. To też byłoby kosztowne, a przy tym długotrwałe i zajmujące czas. Jednak zapewne w innym okresie roku rezerwacja nie byłaby potrzebna.

Przedpłata nie była wymagana w przypadku noclegu przy lotnisku Hahn oraz noclegu na Koh Ngai. W obu przypadkach wystarczyło dokonać pocztą elektroniczną rezerwacji bezpośrednio u hotelarza.

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 Następna strona