Tym razem na przesiadkę nie mieliśmy dużo czasu, ledwie półtorej godziny. Lotnisko de Gaulle’a jest zaś wielkie, a osoby przylatujące spoza obszaru Schengen muszą zostać poddane kontroli paszportowej, co dodatkowo wydłuża procedury, którym musieliśmy się poddać przed lotem do Berlina. Starając się iść jak najszybciej, doszliśmy w końcu do stanowisk kontroli paszportowej, ale otwarte były tylko dwa stanowiska, a kolejka podróżnych była olbrzymia. Na szczęście jakaś pracownica lotniska zawołała pasażerów oczekujących na przejście do innego terminala na bok i pokazała nam, że w jednym z bocznych korytarzy są inne, mniej oblegane stanowiska kontroli paszportowej. Za nimi znajdowało się wyjście do sali przylotów, ale dzięki wyraźnym oznaczeniom przeszliśmy przez nią i trafiliśmy do właściwego terminala.
Podczas kontroli bezpieczeństwa skaner wykrył plastikowe opakowania z wodą i sokiem, które wzięliśmy ze sobą z samolotu, ale gdy pokazaliśmy je strażnikom, ci przepuścili nas dalej bez żadnych problemów.
Do Berlina znowu lecieliśmy małym samolotem, chyba jeszcze mniejszym niż ten, którym przylecieliśmy. Lot odbył się bez żadnych perturbacji.
Na sali przylotów na lotnisku Tegel nasze bagaże pojawiły się na taśmie jako jedne z ostatnich. Zapakowałem je na wózek, ale w trakcie przedłużającego się oczekiwania Małgosia poszła z Andrzejkiem do ubikacji. Gdy tam była, niemieccy strażnicy dokonali pobieżnej kontroli paszportowej. Na mnie machnęli ręką. Gdy więc Małgosia wróciła, bez żadnej kontroli wyszliśmy do holu terminala.
W punkcie informacyjnym komunikacji miejskiej kupiłem bilety i ku mej radości zostałem poinformowany, że w ramach weekendowej promocji uprawniają one do całodziennych przejazdów komunikacją miejską.
Pojechaliśmy autobusem TXL na główny dworzec kolejowy – Berlin Hauptbanhof. Kierując się strzałkami, znaleźliśmy skrytki bagażowe. Są one umieszczone w pomieszczeniach obok parkingu – na różnych jego piętrach. Warto o tym pamiętać, że pomieszczeń jest parę, bo w pierwszym wszystkie skrytki były zajęte i musieliśmy przejść do kolejnego. Za dużą skrytkę trzeba zapłacić 5 euro.
Potem pojechaliśmy niedawno otwartą i jeszcze nieukończoną linią metra do Reichstagu i przeszliśmy przez Bramę Brandenburską na główną ulicę Berlina. Długo nią nie chodziliśmy, bo było 7 stopni Celsiusa poniżej zera. Co prawda, byliśmy niby ciepło ubrani w nasze polskie swetry i płaszcze, ale po letnich upałach w RPA był to chyba dla nas zbyt duży szok termiczny. Po krótkiej przechadzce telepaliśmy się z zimna. Wróciliśmy więc na dworzec i w dworcowej poczekalni czekaliśmy na nasz pociąg w towarzystwie kilku podróżnych oraz podpitej gromadki pijanych młodych polskich lumpów.
![]() | |
|
Poczekalnia była ogrodzonym niewielkim fragmentem holu dworca i było w niej generalnie prawie tak samo zimno jak na dworze. Na szczęście stały w niej dwa podgrzewane elektrycznie słupy, do których można było podejść, by się ogrzać.
Myśleliśmy, że ogrzejemy się w przedziale, ale okazało się, że jest w nim bardzo zimno. Zimno było zresztą w całym wagonie. Przeszedłem do następnego, żeby sprawdzić, czy problem dotyczy tylko naszego wagonu czy całego pociągu, ale w drugim wagonie było ciepło. Wzięliśmy więc bagaże i przenieśliśmy się do pustego przedziału w sprawnym wagonie. Pomogłem też przenieść rzeczy pani, która podróżowała z nami w tym samym przedziale, a z którą nawiązaliśmy przyjemną konwersację.
Podczas dalszej podróży do domu nie zaszło już nic niezwykłego. Zjedliśmy pizzę na dworcu w Poznaniu, nasz samochód we Wrocławiu odpalił, okazało się też, że nikt nie spalił ani nie zalał mieszkania. W ten sposób więc zakończyła się nasza kolejna podróż – nieoczekiwana podróż do RPA.
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 Następna strona