Letaba-Satara 25.10.2009

Tego dnia chcieliśmy dość wcześnie dojechać do kolejnego obozowiska. Była to położona kilkadziesiąt kilometrów na południe Satara.

Po śniadaniu wybraliśmy się tam okrężną drogą, w większej części gruntową. Przy okazji Andrzejek wymyślił na określenie takich dróg nową nazwę – „sypnik”. Tak się nam spodobała słowotwórcza aktywność naszego synka, że od tej pory wszystkie drogi gruntowe nazywaliśmy sypnikami.

Stado antylop nad rzeką Letaba
Stado antylop nad rzeką Letaba
Spotkanie z zebrą
Spotkanie z zebrą

Do Satary dojechaliśmy wczesnym popołudniem. Terminal do kart kredytowych znowu nie działał i znowu recepcjonista musiał użyć „żelazka”.

Stado hipopotamów
Stado hipopotamów

Obóz był chyba większy niż Letaba, teren przeznaczony na kemping nie był osłonięty przed słońcem, a żar lał się z nieba. Gleba była jeszcze twardsza niż w Letabie i wykrzywiając kolejne szpilki do namiotu podczas prób wbicia ich w ziemię, dziękowałem Bogu za to, że podczas wizyty w sklepie Netto wypatrzyłem sprzedawane w ramach jakiejś promocji zapasowe szpilki i na wszelki wypadek je kupiłem. Nim skończyłem, byłem śmiertelnie zmęczony, a przy tym miałem wrażenie, że mimo moich wysiłków, namiot jest kiepsko rozbity.

Udało nam się na szczęście znaleźć ławkę i przywlekliśmy ją na nasze stanowisko. Później schowaliśmy się pod dachem kuchni, zrobiliśmy sobie lekki lunch i chwilę odpocząłem. Po południu pojechaliśmy szukać zwierząt. Tego dnia największym osiągnięciem było znalezienie przez nas pary lwów. Lew i lwica wylegiwały się pod drzewem kilkadziesiąt metrów od nas, później podeszły do drogi, lew pokrył lwicę, a potem zwierzęta sobie poszły, znowu odpoczywać w cieniu. Poza tym widzieliśmy jeziorko pełne hipopotamów. Tu wypada wyjaśnić, że statystycznie rzecz biorąc hipopotamy są dużo groźniejsze od lwów i liczba ofiar hipopotamów w Afryce przewyższa liczę ofiar jakichkolwiek innych zwierząt. Olbrzymy te znane są bowiem z tego, że gdy idą, nic ich nie zatrzyma. Z pewnością zaś nie zrobi tego człowiek. Zgniotą go, jeśli stanie im na drodze, i nawet tego nie zauważą.

Para lwów
Para lwów

Zrobiliśmy też zdjęcie jakiegoś wodnego ptaka. Później z plakatów rozwieszonych w toaletach dowiedzieliśmy się, że jest to bardzo rzadki gatunek, w Parku Krugera jest ich ponoć kilkadziesiąt egzemplarzy.

Wieczorem znowu urządziliśmy sobie grilla. Wyraźnie radziliśmy sobie już z tym coraz lepiej. Gdy kończyliśmy jeść, nagle zaczęło strasznie wiać. Musieliśmy szybko ugasić grilla, bo baliśmy się, że wylatujące z niego iskry spowodują pożar. Wiatr zamienił się w istną wichurę. Pobiegliśmy się umyć, a tymczasem nasz namiot uginał się na wszystkie strony.

Przed pójściem spać, powbijałem z trudem w ziemię szpilki, które w międzyczasie porwał wiatr i mocno przywiązałem tropik do masztów. Gdy leżałem w środku, cały namiot nade mną chodził, miałem wrażenie, że za chwilę się pałąki się połamią. Tak minęła cała noc.

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 Następna strona