Rano zjedliśmy śniadanie. Resztki zapasów, których nie było sensu wieźć do Polski, podarowaliśmy Czechom.
Noclegownię opuściliśmy o 9:30, ze sporym zapasem, bo samolot miał odlecieć dopiero po 13. Ze względu na pękniętą szybę przednią w samochodzie chcieliśmy jednak być wcześniej w wypożyczalni, gdyby okazało się, że konieczne jest dopełnienie jakichś dodatkowych formalności.
Na lotnisko jechaliśmy mniej więcej pół godziny. Po drodze musieliśmy zatankować, gdyż zgodnie z regulaminem wypożyczalni samochód należy zwrócić zatankowany do pełna.
Gdy dojechaliśmy na lotnisko, okazało się, że zdanie samochodu było bardzo proste i szybkie. Pracownik zaznaczył na protokole stan samochodu, wpisując tam pękniętą szybę, kazał się podpisać – i na tym się skończyło. Powiedział, że gdy wycenią szkodę, to się ze mną skontaktują telefonicznie.
Podczas ostatnich przygotowań przed odlotem rozwalił nam się zamek w torbie ze sprzętem kempingowym, więc musieliśmy zaszyć ją nićmi. Po wpakowaniu plecaków do worków transportowych zdaliśmy bagaże, a ponieważ mieliśmy jeszcze trochę czasu, poszliśmy połazić sobie po księgarniach. Są dwie – jedna w głównym hallu, druga zaś już w strefie wolnocłowej. Ta druga jest zresztą znacznie lepiej zaopatrzona. Kupiliśmy w niej kilka książek o kuchni południowoafrykańskiej.
Podróż do Abu Dabi okazała się absolutną masakrą. Prosiaczek nagle zaczął paranoicznie bać się samolotowych ubikacji i można się domyślać, czym się to skończyło. Jedna sprawa to zapachy, druga zaś fakt, że mieliśmy przed sobą jeszcze bardzo długą podróż do Manchesteru, a w Liverpoolu mogliśmy zameldować się w hotelu najwcześniej o 15, bo wtedy zaczynała się doba lotniskowa. W bagażu podręcznym nie mieliśmy żadnych rzeczy, by przebrać Andrzejka, bo od lat nie robił nam tego rodzaju „prezentów”.
Dlatego też po wylądowaniu w Abu Dabi najpierw gorączkowo próbowaliśmy znaleźć sklep z ubraniami dla dzieci, ale gdy okazało się to niemożliwe, poszliśmy do łazienki. W umywalce zrobiliśmy pranie, a suszyliśmy ubrania przy pomocy suszarek do suszenia rąk. Na szczęście mieliśmy trzy godziny pomiędzy samolotami, a suszarki okazały się nadspodziewanie skuteczne.
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 Następna strona