Tzaneen 4.11.2009

W nocy padał deszcz. Rano nadal mżyło. Stawiało to pod znakiem zapytania nasze plany. Po śniadaniu jednak przestało padać. Powietrze było silnie zamglone, lecz przynajmniej nic nie padało z nieba.

Wsiedliśmy zatem do samochodu i pojechaliśmy do New Agatha Forest. Zgodnie z przewodnikiem była to wielka plantacja leśna. Na jej terenie znajdował się leśny szlak – Rooikat Nature Trail. Nie byłem w stanie znaleźć wejścia na szlak w GPSie, ale jeszcze w Polsce na stronie internetowej znajdującego się pobliżu Tzaneen pensjonatu Granny Dot's Country Spot znalazłem informację, że miejsce to znajduje się gdzieś w pobliżu. Dlatego też nastawiłem GPS na pensjonat i ruszyliśmy w drogę.

Po jakimś czasie zjechaliśmy z asfaltu na gruntową leśną drogę, gdzie zauważyliśmy grupę budynków, przy których kręcili się robotnicy leśni. Przejechaliśmy kawałek dalej, ale doszliśmy do wniosku, że chyba jednak lepiej zapytać się robotników. Ci kazali nam pójść do biura. Okazało się, że żeby wejść na szlak trzeba zapłacić za specjalne zezwolenie (15 randów od osoby, Prosiaczek za darmo ). Za 5 randów ponadto kupiłem mapkę szlaku.

Szlak był oznaczony namalowanymi na drzewach i kamieniach stópkami. Nie był bardzo trudny, z wyjątkiem kilku fragmentów, gdzie ze względu na chaszcze i wykroty nie zdecydowałem się przechodzić z Prosiaczkiem. Na szczęście na podstawie mapy dawało się znaleźć w tych kilku przypadkach jakieś obejście łatwiejszą drogą. Przy jednej z tych okazji rozdzieliłem się z Małgosią. W miejscu, gdzie oba szlaki spotykały się, bezskutecznie czekałem pół godziny na Małgosię. Okazało się, że zgubiła gdzieś szlak, w końcu więc zawróciła i poszła tą samą drogą, co my.

Mapa – jeśli już o niej mowa – nie była szczególnie dokładna i mimo że do map jesteśmy przyzwyczajeni, przez dłuższy czas nie byliśmy w stanie zlokalizować na niej naszego bieżącego położenia.

Idzie się przez ładny las. Nie jest to może jakaś niespotykana okazja do spotkania z dziczą, bo szlak nie wiedzie przez las pierwotny, lecz przez plantację leśną z tak nietypowymi dla Afryki drzewami jak eukaliptus. Tym niemniej jest to całkiem przyjemny 12-kilometrowy spacer. Nie jest też tak, że zwierząt tam nie ma. Z dość daleka zobaczyliśmy na przykład stado małp. Znaleźliśmy też nad brzegiem rzeki miejsce, w którym rosło mnóstwo gerber, które – jak dowiedzieliśmy się przy okazji wizyty w Barnberton – pochodzą z południowej Afryki.

Gerbery podczas przechadzki w Agatha Forest
Gerbery podczas przechadzki w Agatha Forest

Po drodze jest kilka miejsc wymarzonych do pikniku i odpoczynku, z tego też powodu żałowaliśmy, że nie zebraliśmy się rano wcześniej. Trochę baliśmy się, zwłaszcza biorąc pod uwagę niedokładności mapy, że nie zdążymy wyjść z lasu przed zmrokiem. Z tego też powodu raczej nie robiliśmy dłuższych przerw w podróży i z lasu wyszliśmy chwilę po 17.

podczas wycieczki do Agatha Forest
Andrzejek podczas wycieczki do Agatha Forest

Na szczęście mimo zachmurzenia nie padało, więc wycieczka okazała się udana.

Wieczorem na szczęście już mogliśmy się umyć w ciepłej wodzie. Okazało się, że problem z wodą nie wynikał z naszej nieumiejętności posługiwania się bojlerem, ale z jego awarii. Ponieważ nie udało się jej usunąć, gospodarze zezwolili nam korzystać z łazienki w jednym z domków. Przyjemnie było popluskać się w ciepłej wodzie. Swoją drogą, łazienki w Satvik są nieco dziwne, bo mieszczą się na wolnym powietrzu. Fragment terenu wokół każdego domku jest ogrodzony. Część, w której jest umywalka jest zadaszona, ale prysznic jest pod gołym niebem. Na ziemi są kamyki i żwir, więc nie robi się błoto. Właściciel pomyślał też o egzotycznych roślinach obok prysznica. W konsekwencji można, biorąc prysznic, obserwować gwiazdy.

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 Następna strona