Internet nie mylił się i gdy wstaliśmy rano, powitało nas słońce. Co prawda, słońce raz świeciło, a raz nie, bo po niebie wciąż pędziły ciemne chmury, które zasłaniały na długie minuty słoneczne światło, ale nie padało i zrobiło się wyraźnie cieplej. Gdy ubierałem się, podczas zapinania spodni pękła mi klamra w pasku. W ostatnim czasie sporo schudłem, miałem więc wrażenie, że mi spodnie zaraz spadną z tyłka.
Najpierw musieliśmy załatwić sprawę prania. Spakowaliśmy brudne rzeczy do dużej torby i pojechaliśmy do miasteczka. Zgodnie z instrukcjami znajdującymi się w przewodniku znaleźliśmy pralnię na głównej ulicy. Za pranie łącznie z suszeniem zapłaciliśmy 50 randów. Proszek w małym opakowaniu kupiliśmy wczoraj w markecie.
Panie z pralni kazały nam wrócić po 70 minutach. Poszliśmy więc poszwędać się po głównej ulicy. Prawdę mówiąc, nie ma tam nic specjalnie ciekawego. Na końcu ulicy kupiłem najpierw za 32 randy pasek do spodni, a potem w następnym sklepie za 35 randy kupiliśmy plastikowe buciki basenowe dla Andrzejka. Przed wyjazdem z Polski gdzieś nam się zapodział jeden bucik, więc podczas mycia musiałem wyczyniać niewiarygodne ewolucje, by umyć Andrzejka, nie stawiając go na brudnej podłodze.
Będąc w mieście, zrobiliśmy jeszcze jakieś drobne zakupy i wróciliśmy na kemping. Po drodze wstąpiliśmy do biura kempingu. Rezerwacja dziś się nam kończyła, a doszedłem do wniosku, że miło by było odpocząć jeszcze jeden dzień nad morzem, zwłaszcza, że pogodę na razie mieliśmy kiepską.
Świeciło słońce i było całkiem ciepło, więc wybraliśmy się na plażę. Nim tam doszliśmy Małgosia zeszła z drewnianego chodnika, żeby zrobić nad brzegiem jeziora zdjęcia gniazd ptaków. Były to te same kuliste gniazda, które widzieliśmy w Mountain Sanctuary Park i w Suazi.
Przechodząca w pobliżu para starszych ludzi obruszyła ta nieodpowiedzialność. Mówili, że w tym roku hipopotamów jest mniej, ale dwa lata temu całe jezioro w tym miejscu aż się od nich roiło.
| |
|
Plażowanie nam się jednak nie udało. Wiał straszny wiatr i choć było ciepło, nie dało się wysiedzieć nad morzem, bo ziarenka piasku wlatywały w oczy i w usta. Do tego były bardzo wysokie fale. Symbolicznie zanurzyłem się w morzu, ale ostatecznie zjedliśmy tylko kanapki, choć ze względu na fruwające w powietrzu drobiny nie było to wcale łatwe, i wróciliśmy na kemping. Spędziliśmy sporą część dnia nad basenem. Andrzejowi udało się złapać w trawie małą żabkę i bawił się z nią w wodzie.
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 Następna strona