Nasz samolot odlatywał o 20:20 w sobotę, tak więc mieliśmy cały dzień na ostatnie przygotowania i spakowanie się. Zwykle wystarczają nam dwa plecaki, jednak tym razem sporą część naszego bagażu stanowił schowany w wielkiej torbie sprzęt campingowy. Nie był specjalnie ciężki, choć zajmował sporo miejsca – podczas zakupów starałem się wybierać te rzeczy, które były stosunkowo lekkie. Koszty nadbagażu są wysokie, a linie lotnicze, zwłaszcza zaś tani przewoźnicy, dość bezwzględnie egzekwują opłaty. Z tego też powodu przed wyjazdem skrupulatnie zważyliśmy na naszej wadze łazienkowej każdą sztukę bagażu. Nie mieliśmy większych problemów ze zmieszczeniem się w dopuszczalnym limicie, który linie Ryanair ustaliły na 15 kg.
Wieczorem pojechaliśmy taksówką na nasze wrocławskie lotnisko. Było dość chłodno i w powietrzu zgromadziła się lekka mgiełka. Ostatnio wybierając się za granicę, dolatywaliśmy na jedno z wielkich europejskich lotnisk tanimi liniami. Trochę to ryzykowne ze względu na to, że w razie spóźnienia nie moglibyśmy liczyć na żadną refundację. Z tego też powodu nawet ta lekka mgiełka budziła mój niepokój. Na szczęście nic złego się nie stało.
Kolejki na lotniskach ze względu na rygorystyczne kontrole bezpieczeństwa bywają długie, więc na wszelki wypadek przyjechaliśmy dość wcześnie, okazało się jednak, że nie było to potrzebne, bo tym razem ludzi było niewiele. Przed oddaniem bagażu zapakowaliśmy plecaki w worki transportowe, które zakupiliśmy przed wyjazdem. Worek taki to lepszy wynalazek niż osłony przeciwdeszczowe, które stosowaliśmy podczas naszych poprzednich podróży. Osłona nie chroni całej powierzchni plecaka, gdyż zasadniczo jej celem jest osłanianie jego odsłoniętej części, gdy wędrowiec idzie w czasie deszczu. Poza tym mimo przywiązania osłony do pasków plecaka, osłona może zostać zerwana podczas transportu lub celowo przez kogoś zdjęta. Do worka transportowego zaś wrzuca się cały plecak, a zdjąć go niełatwo, gdyż worek jest zapinany za pomocą kłódki.
Przeszliśmy przez kontrolę bezpieczeństwa i znaleźliśmy się w poczekalni. Usiedliśmy na krzesłach, czekając na wezwanie do odprawy. Niestety, nie dane było nam czekać we względnym komforcie, bo dwóch młodych mężczyzn dla żartu ustawiło się w kolejce do bramki. Owczym pędem zaczęli się ustawiać za nimi inni ludzie, podczas gdy oni zaśmiewali się, że udało im się wywołać u ludzi taką reakcję. W innych okolicznościach być może sam bym się śmiał razem z nimi, ale teraz skląłem ich w duchu. Wskutek ich żartu musieliśmy bowiem przyłączyć się do stojących w kolejce. Mieliśmy bardzo mało czasu na przesiadkę w Liverpoolu na autobus, a zatem zależało nam, by usadowić się możliwie blisko wyjścia z samolotu. Liczyliśmy, że jeśli uda nam się szybko wyjść z samolotu, wyprzedzimy tłum i szybko przejdziemy przez kontrolę paszportową na lotnisku.
Na szczęście samolot nie był opóźniony i nasz plan się powiódł. Andrzejek usnął w samolocie, ale gdy dolatywaliśmy i musieliśmy go obudzić, dzielnie pozwolił się ubrać. Wkrótce jechaliśmy już autobusem X2 do Manchesteru. Przejazd na tej trasie kosztował 7 funtów od osoby dorosłej, a za Prosiaczka pan kierowca nam nie policzył. Od razu stało się jasne, że mamy do czynienia z prawdziwym Anglikiem, bo mówił tak, że ciężko mi go było zrozumieć.
Po dojechaniu do Manchesteru również mieliśmy sporo szczęścia, bo w chwili, gdy wysiedliśmy z autobusu na lotnisku w Manchesterze, na inne stanowisko podjechał autobus 18 (płaciliśmy po funcie za osobę), którego trasa wiodła w pobliżu naszego hotelu. Prawdę mówiąc, nie sądziłem, że uda nam się zdążyć, a zważywszy, że kolejny autobus miał przyjechać za 45 minut, liczyłem się z tym, że konieczne będzie skorzystanie z taksówki. Kierowca autobusu był tak miły, że zapytał, czy jedziemy do hotelu, i gdy już po kilku minutach byliśmy u celu, zatrzymał się w pobliżu wejścia na parking i pokazał nam, że już czas wysiadać. Jako rodowity Pakistańczyk (a może Hindus) po angielsku mówił świetnie.
Hotel zarezerwowałem w Polsce przy pomocy strony internetowej sieci Premier Inn. Jako że rezerwacja została dokonana ze sporym wyprzedzeniem, więc cena była niewysoka – tylko 29 funtów. Hotel znajduje się tuż obok lotniska w Manchesterze, jednak odległość jest na tyle duża, że raczej nie bardzo można dojść do niego pieszo z terminala, no chyba że w lecie i z niedużym bagażem.
Dochodziła północ. Obładowani bagażami powlekliśmy się do hotelu . Prosiaczek był zachwycony z daleka widocznym emblematem sieci, na którym świecił Księżyc i gwiazdy. Po załatwieniu formalności i zapłaceniu za nocleg, poszliśmy szybko spać, bo ,musieliśmy rano wstać przed siódmą.
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 Następna strona