Dlaczego Malezja? Może dlatego, że dotąd było to dla mnie tylko miejsce na mapie, gdzieś blisko równika? A może dlatego, że relacje, które czytałem w Internecie, brzmiały tak zachęcająco? A może dlatego, że nie mam dużej praktyki w trampingowych wyprawach po świecie, a w Malezji - dawnej kolonii brytyjskiej - można bez problemu porozumiewać się z miejscową ludnością w języku, którego szczęśliwie nauczyłem się w szkole? W każdym bądź razie padło na Malezję i dzięki wyszukiwarce na stronie Wirtualnej Polski znalazłem w miarę niedrogi bilet do Kuala Lumpur.
Ponieważ jestem przeciwnikiem prowizorki, zabrałem się za planowanie podróży, korzystając z przewodników (wydanego w Polsce przewodnika "Singapur i Malezja" wydawnictwa "Wiedza i Życie" oraz przewodnika "Malaysia Handbook" wydanego przez Footprint) oraz informacji i relacji znalezionych w Internecie. Czas został określony - urlop mogliśmy dostać właśnie teraz, w styczniu - trzeba było jeszcze dokładnie opracować plan pobytu.
Tu pojawiła się pewna dodatkowa komplikacja. Wschodnie wybrzeże skreśliliśmy od razu, bo w styczniu niestety jest tam środek monsunu - żegnajcie piękne rafy. A na Zachodzie nie ma zbyt wielu interesujących miejsc do nurkowania. Jednym z tych niewielu miejsc jest grupa wysp Langkawi. Będąc na największej wyspie - Langkawi, która ma rozbudowaną infrastrukturę turystyczną i ładne plaże, ale niestety jest pozbawiona korali - można, jak twierdzą przewodniki, z łatwością zorganizować sobie wycieczkę na Pulau Payar, jedną z wysp składającą się na morski park narodowy, znany z ciekawej fauny koralowej. Zatem ogólny plan wyjazdu polegał na przemieszczaniu się po zachodnim wybrzeżu Malezji, od Kuala Lumpur po granicę z Tajlandią.
Niestety, nie wziąłem pod uwagę Chińskiego Nowego Roku. Gdy dowiedziałem się, że przypada podczas naszego pobytu w Malezji, ucieszyłem się początkowo, wyobrażając sobie barwne obchody tego egzotycznego święta. Później jednak znalazłem gdzieś informację, że na ten właśnie czas przypada szczyt ruchu turystycznego i w ciekawszych turystycznie okolicach znalezienie noclegu jest bardzo kłopotliwe. By sprawdzić, czy wieści te nie są przesadzone, napisałem do kilku hoteli, których adresy znalazłem w Internecie, prośbę o potwierdzenie możliwości dokonania rezerwacji. Część hoteli w ogóle mi nie odpowiedziała, część zaś odpowiedziała, że z powodu świąt rezerwacja w podanym terminie nie jest możliwa.
Dlatego też postanowiłem skorzystać - mimo pierwotnych planów, zakładających, że hoteli będę szukał na miejscu - z pośrednictwa jakiejś agencji turystycznej w celu dokonania rezerwacji na te kilka świątecznych dni, które przypadały w pierwszym tygodniu naszego pobytu. Znalazłem w Internecie agencję Armada (www.langkawitravelnet.com), która szczęśliwie prowadzi chat on-line z potencjalnymi klientami. Okazało się, że większość miejsc noclegowych na Langkawi jest już niedostępna, do wyboru były 3 hotele. Jeden z nich - Citybayview Hotel - prezentował się wyjątkowo interesująco. Lubimy hotele w mieście, bo ma się wtedy wybór spośród wielu restauracji, można poszperać po sklepach, nie jest się zależnym od infrastruktury oferowanej przez hotel. Citybayview spełniał te warunki. Niestety, pokoje w nim były już zarezerwowane w drugiej połowie tygodnia. Dlatego zdecydowaliśmy się skorzystać z oferty dwóch hoteli: Citybayview na początku naszego pobytu i położonego niedaleko od niego, ale mniej reprezentacyjnego hotelu Central w drugiej połowie naszej wizyty na Langkawi.
Samolot startował z Okęcia - a więc nieodzowna była podróż pociągiem do Warszawy, którą odbyliśmy bez żadnych trudności.