Alajuela-Tortugero, 30.01.2013

Obudziliśmy się chwilę po czwartej i po porannej toalecie wyszliśmy z hotelu.

Zdążyliśmy na pierwszy odjeżdżający o 5 rano autobus do San Jose. Przejazd zabrał niecałe 40 minut. Zaraz po wyjściu z autobusu wzięliśmy taksówkę i pojechaliśmy na Gran Terminal de Caribeno. W San Jose taksówki muszą mieć zgodnie z prawem taksometry, co zaoszczędza głupich targów.

Przejazd kosztował nas 1500 kolonów i trwał może 10 minut. Po hiszpańsku mówię, co przyznaję bez bicia, kiepsko, ale z tym taksówkarzem wyjątkowo słabo się dogadywałem. Moim zdaniem, mówił dziwnym dialektem z portugalskimi naleciałościami. Albo był Brazylijczykiem, albo pochodził z jakiegoś rejonu sąsiadującego z Brazylią.

Bilet do Cariari na autobus odjeżdżający o 6:30 kupiłem w kasie wewnątrz terminalu. Jeden kosztował około 2600 kolonów. Jazda trwała około trzech godzin i była niezbyt urozmaicona poza tym, że na jednym z dworców autobus o mało nie odjechał bez Małgosi, która wysiadła z Andrzejkiem, by pójść do toalety.

W Cariari grasują już przewodnicy z Tortugero, usiłując sprzedawać swoje usługi, Pierwszy dopadł nas zaraz po wyjściu z autobusu. Mówił, że możemy odjechać z dworca, na który przyjechaliśmy, autobusem o 11. Oczywiście wiedziałem o tym z przewodnika. Jednak dużo taniej przejazd kosztuje, gdy przejdzie się na drugi dworzec autobusowy (tak zwany „stary”), który znajduje się jakieś 500 metrów od dworca „nowego”. Tak też zrobiliśmy i kupiliśmy tam bilety na autobus do La Pavona (1100 kolonów za jeden). Autobus miał odjeżdżać o 11:30, więc rozłożyliśmy się na półtorej godziny w znajdującej się w pobliżu dworca „sodzie”, gdzie piliśmy napoje orzeźwiające z owoców, zakąszając empanadami. Obok usiadła inna parka plecakowych podróżników: dziewczyna i chłopak z Francji.

Do La Pavony jedzie się 1,5 godziny. Po przybyciu na miejsce należy w kasie kupić po 1600 kolonów za sztukę bilety na łódkę do Tortugro. Po tej operacji czeka nas dwugodzinna podróż łodzią motorową. Po drodze kapitan pokazał nam wygrzewającego się na plaży krokodyla i skaczące po drzewach małpy.

W drodze do Tortugero
W drodze do Tortugero
W drodze do Tortugero - domek nad rzeką
W drodze do Tortugero - domek nad rzeką

Tortugero to wioska na końcu świata składająca się z prostych drewnianych chat, z których większość to hoteliki, punkty gastronomiczne lub biura podróży. Można tam dojechać wyłącznie łodzią. Ceny w restauracjach są wyższe niż w Alajueli, prawie dwukrotnie, czego przyczyną jest położenie z dala od innych większych miast i brak z nimi połączeń lądowych, a także – jak można przypuszczać – stały dopływ turystów z Ameryki Północnej.

Na Tortugero nie ma dróg, są tylko ścieżki między domkami. Dzięki otrzymanej od jednego z przewodników w Cariari mapce znaleźliśmy bez większych problemów przybytek o nazwie „Cabinas Aracari”. Powitała nas starsza pani. Za noc w skromnym pokoiku płaciliśmy 8000 kolonów. Jak na Tortugero to niewiele. Domek miał swoje wady, przede wszystkim wąskie dwuosobowe łóżko, na którym ledwo się mieściliśmy w trójkę, Wyposażenie było wyjątkowo spartańskie, a całość niezbyt staranie sprzątana – ale ta cena.

Tego wieczoru było już zbyt późno, by zająć się turystyką, więc poszliśmy tylko znaleźć jakąś restaurację. Najpierw szukaliśmy czegoś z owocami morza, ale ceny były zaskakująco wysokie, a świeżych owoców morza i tak nie było. W sumie trochę podobnie sytuacja wygląda nad Bałtykiem, gdzie – choć to nad morzem – najłatwiej zjeść wietnamską pangę lub pochodzącego z Afryki okonia nilowego. W końcu zadowoliliśmy się kurczakiem w restauracji Le Muelcille, za trzy casado płacąc 12000 kolonów. W sklepiku kupiliśmy pieczywo na śniadanie.


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 Następna strona