Właściciel Hospedaje Ortiz, Don Mario jest niezwykle gościnnym człowiekiem, ale trzeba być głuchym lub wziąć ze sobą zatyczki do uszu, by się dobrze wyspać w wynajmowanych przez niego pokojach. O 2-3 nad ranem gdzieś w sąsiedztwie budzi się kogut i zaczyna donośnym pianiem popisywać się przed swymi kurkami,. To, co dla nich było pewnie seksownym popisem, dla nas stanowiło nieznośną kakofonię.
Rano zjedliśmy śniadanie w naszej noclegowni (jest sporo zestawów do wyboru, kosztujących w granicach 50-70 kordób za porcję). Właściciel opowiedział nam o atrakcjach wyspy, w tym o Ojo de Agua, miejscu, o którym jakoś wcześniej nie słyszałem. Nie spodobało mu się, że nie chcemy wynajmować przewodnika, by wspiąć się na wulkan Concepcion. Przynajmniej dowiedziałem się, że przejście szlakiem z La Flor (którym posługiwali się Musiałowie w czasie swojej podróży opisanej na ich blogu) nie będzie raczej możliwe, bo Altragracia jest słabo skomunikowana z La Flor. Obok Altragracji w La Sabena zaczyna się natomiast inny szlak i to z niego powinniśmy skorzystać.
W sąsiednim do naszego pokoju mieszkała para Niemców i byli to jedyni goście oprócz nas.
Wzięliśmy stroje plażowe i poszliśmy na główny plac miasteczka. Znajduje się tam przystanek autobusowy. Chcieliśmy jechać do Ojo de Agua, ale autobus, który miał odjeżdżać o 10:30, jakoś nie przyjechał. Następny miał jechać o 11:30.
![]() | |
|
W związku z tym chwilę posiedzieliśmy w parku na placu. Znajduje się tam plac zabaw, ale jest tak zrujnowany, że miałem wątpliwości, czy ten złom nie jest aby groźny dla dzieci. Poszliśmy też odwiedzić miejscowy kościół i położone obok małe muzeum. Muzeum udostępnia swoje zbiory w starym kościele, w którym znajduje się także grób polskiego księdza Władysława Chwalbińskiego. Tenże duchowny po II Wojnie Światowej osiadł w Altagraci i do dziś jest przez tutejszych mieszkańców bardzo szanowany ze względu na zasługi dla miejscowej społeczności.
O 11:30 pojechaliśmy za 10 kordób od osoby straszliwie zatłoczonym autobusem kilka kilometrów za miasto do drogi prowadzącej do Ojo de Agua. Po kilkuset metrach marszu wzdłuż rzędów mangowców dochodzi się do bramki. Tu trzeba zapłacić trzy dolary od osoby (za Andrzejka nie policzyli). Dalej jest basen, toalety, kabiny prysznicowe i mała restauracja. Spędziliśmy w tym miejscu ładnych kilka godzin. Andrzejek pluskał się w wodzie, a my siedzieliśmy na leżakach.
![]() | |
|
Około 3 po południu poszliśmy na plażę Playa Santa Domingo. Znajduje się ona jakieś 1,5 km od Ojo de Agua i jest podobno najładniejszą plażą na Isla de Ometepe. Cóż, plaża jest ładna, ale roi się na niej od małych much, nieco większych niż muchy owocówki. W takich warunkach trzeba sporo determinacji, by plażować. Widzieliśmy ludzi, którzy wychodzili ze swoich hoteli, kąpali się i natychmiast wracali z powrotem do budynku.
![]() | |
|
O 17:30 złapaliśmy na drodze obok plaży autobus do Altagraci. Był niemal pusty.
Za 260 kordób zjedliśmy kolację w małej jadłodajni przy głównym placu. Wracając na kwaterę kupiliśmy w miejscowym sklepiku trochę bułek, ser i pomidory. Następnego dnia czekała nas wędrówka.
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 Następna strona