No dobrze, trzeba by pojechać w końcu do Nikaragui. Z kilku możliwości wybraliśmy przyjemne przejście w Las Chiles, z którego dwa razy dziennie odpływają po rzece Rio Frio barki do miasta San Carlos na brzegu jeziora Lago de Nicaragua.
Przejazd do Las Chiles zrealizowaliśmy w taki sposób, że pojechaliśmy najpierw do Ciudad Quesada (1,5 godziny, bilet kosztuje 1000 kolonów) autobusem o 7:15, a następnie z Ciudad Quesada pojechaliśmy do Los Chiles (bilet kosztuje 2800 kolonów, 2 godziny 45 minut) autobusem o 9. Na miejscu byliśmy za kwadrans 12. Podróż nie była szczególnie zachwycająca. Po drodze do Ciudad Quesada w autobusie domokrążny sprzedawca jakich ziółek opowiadał długie historie o swoich rzekomych cudownie uleczonych chorobach. Prezentacja musiała być chyba dość skuteczna, bo znalazło się kilku kupców.
W knajpce w Las Chiles obok stacji autobusowej wypiliśmy mleczne koktajle i zjedliśmy po empanadzie. Ponieważ było już po 12:00, a z przewodnika wiedziałem, że łódź do Nikaragui odpływa o 12:30 szybko ruszyliśmy w kierunku przystani.
No cóż, chyba trochę przesadziliśmy z rozsiadaniem się w „sodzie”, gdyż formalności musieliśmy załatwiać biegiem. Byliśmy ostatnimi pasażerami na pokładzie. Bilet na prom kosztuje 6000 kolonów, trzeba ponadto zapłacić miejski podatek wynoszący 600 kolonów od osoby.
Podróż trwała trochę ponad 2 godziny i była naprawdę urocza. Rio Frio to rzeka bogata w wodne ptactwo, więc miło obserwowało się brzegi powoli płynącej rzeki. W połowie drogi załoga zmieniła banderę kostarykańską na nikaraguańską.
Niedługo przed dopłynięciem do przystani w San Carlos prom wypływa z rzeki Rio Frio na wody ogromnego Lago de Nicaragua, morza wewnętrznego Nikaragui.
![]() | |
|
Ponieważ wsiedliśmy na pokład jako ostatni i siedzieliśmy na szarym końcu barki, wysiedliśmy niemal jako ostatni. Miało to istotne konsekwencje, gdyż podróżnych odprawia w wolnym tempie jeden urzędnik. Przejście przez kontrolę graniczną zajęło nam godzinę. Później poszedłem na bulwar przy nabrzeżu, by wypłacić pieniądze z bankomatu. Moja karta debetowa AliorBanku nie działała! Musiałem użyć karty debetowej Inteligo. Problem polega na tym, że na koncie w Inteligo mam dużo mniej pieniędzy niż na koncie w AliorBanku, dlatego bardzo mi się to nie spodobało. Trudno, za jakiś czas okaże się, dlaczego bank zablokował mi kartę. A chyba to zrobił, bo znajdujący się w jednej z bocznych uliczek odchodzących od nabrzeża drugi bankomat również odmówił wypłaty.
![]() | |
|
![]() | |
|
Zgodnie z mapką z przewodnika Footprint
poszliśmy do hostalu Seledith. Za skromny pokój, ale z łazienką, a
nawet telewizorem zapłaciłem 500 kordób. Cena obejmowała
śniadanie.
Następnie poszliśmy na przystań. Zgodnie z
przewodnikiem rano miało odpływać całe stado łódek do El Castillo,
następnego celu naszej wizyty. Niestety, pan w kasie oświadczył, że
pierwsza łódka odpływa o 8. Do tego miała być to wolna łódź, która –
jak wiedziałem z przewodnika – potrafi płynąć nawet kilka
godzin. Zepsuło mi to zupełnie plany, gdyż zakładałem, że dotrzemy do
El Castillo wcześnie rano i wykupimy wycieczkę z przewodnikiem po
pobliskim parku narodowym Indio-Maiz. Co innego jednak zaczęło mnie
niepokoić. Dwa razy w tygodniu o 14 z San Carlos odpływa statek na
Isla de Ometepe, wyspę na jeziorze Lago de Nicaragua, która miała być
naszym następnym celem. Zacząłem się więc zastanawiać, czy powrót z
El Castillo do San Carlos w piątek przed wypłynięciem z San Carlos
statku na Isla de Ometepe jest w ogóle realne. Skoro informacje z
przewodnika nie zgadzały się z rzeczywistością, nie mogłem być
pewien, że z El Castillo w ogóle odpływa w piątek rano jakiś statek.
Postanowiłem jeszcze raz pójść na terminal, ale w międzyczasie kasjer
zamknął swoje okienko.
Zjedliśmy obiad w taniej jadłodajni obok dworca autobusowego. Kosztował nas łącznie z napojami 160 kordób. Generalnie ceny w Nikaragui są w porównaniu do Kostaryki dwa czy trzy razy niższe. Standard usług jest również niższy, ale jedzenie, które otrzymaliśmy, było całkiem zjadliwe. Ryżu było mniej niż serwowano nam zazwyczaj w Kostaryce, ale to akurat zmiana, na którą nie bardzo można narzekać.
![]() | |
|
Spędziliśmy jakiś czas na placu zabaw, który znajduje się w centrum miasteczka, na jego głównym placu. To pewnie jakiś zabytek z czasów komunizmu. W Kostaryce nie widzieliśmy żadnych ogólnie dostępnych placów zabaw w miastach znacznie bardziej poważnych niż San Carlos, które sprawiało wrażenie strasznej dziury, choć niepozbawionej swoistego uroku. Wiele rodzin z dziećmi spędza w taki sposób czas, że podczas gdy dzieci bawią się na placu zabaw, dorośli rozmawiają w cieniu drzewa. Z powodu naszej kiepskiej znajomości hiszpańskiego słabo udawało nam się nawiązać komunikację z ludnością, ale Andrzejek jakoś próbował dogadywać się z hiszpańskojęzycznymi rówieśnikami, co pewien czas prosząc mnie o jakieś nowe sformułowanie po hiszpańsku.
Nad centralnym placem miasteczka znajduje się twierdza, ale gdy próbowaliśmy do niej wejść strażnicy powiedzieli, że jest już za późno.
Wieczorem wróciliśmy do hotelu. Doszedłem do wniosku, że najlepiej będzie, gdy zjawimy się przed ósmą w porcie i zapytamy, czy w piątek uda nam się w ogóle wrócić z El Castillo na tyle wcześnie, by zdążyć na statek na Isla de Ometepe.
Pokój, który dostaliśmy, był ciasny, ale dysponował własną łazienką, co prawda pozbawioną drzwi, co mogłoby być dla niektórych dość krępujące. Sufitu właściwie nie było – bezpośrednio nad nami znajdował się dach. Największą niedogodnością okazały się stada mrówek faraona, które kazały mi zawiesić resztki naszych ciastek i przekąsek surrealistycznie na zwisającym z sufitu wiatraku.
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 Następna strona