Na śniadanie zeszliśmy kilka minut po
7, jednak zanim udało nam się zjeść, była już niemal ósma. Stopień
dezorganizacji pracy obsługi hotelowej był zatrważający. W cenie
pokoju mieliśmy dwa śniadania, dla Andrzejka musieliśmy dokupić
dodatkowe śniadanie za jednego dolara. Przy okazji przygotowaliśmy
brudne ubrania do prania. Ważyły w sumie 5 kilogramów.
Wczoraj w trakcie zwiedzania robiliśmy
tak zwane małe koło, dzisiaj zaś przyszła kolej na duże koło, dłuższą
trasę w głównym kompleksie ruin. Najpierw zwiedziliśmy Baphuon,
Phimeanakas i znajdujące się obok tarasy. I znowu na początku było
cudownie, gdyż ruiny mieliśmy prawie wyłącznie dla siebie, dopiero
gdy kończyliśmy zwiedzać te miejsca, zaczęły nadciągać tłumy. Tego
dnia zwiedziliśmy także Preah Khan, Neak Pean, Ta Som, East Mebon,
Pre Rup, Srah Srang i Prasat Kravan.
|
Baphuon |
|
Baphuon - widok z boku |
|
Baphuon - widok z góry |
|
Phimeanakas |
|
Ściana obok Tarasu Słoni |
|
Słonie z Tarasu Słoni |
|
Andrzejek odpoczywa w jednej ze świątyń |
|
Kamienna kolumnada |
|
Korzenie oplatające mury |
|
Korzenie oplatające mury |
|
Brama obrośnięta korzeniami |
|
Pre Rup |
|
Odpoczynek przy Prasat Kravan |
Przed drugą znowu znaleźliśmy się w
Siem Reap. Po poszukiwaniach w samym sercu targu Psar Chas
znaleźliśmy w końcu trochę bardziej autentyczny fragment targowiska.
Zjedliśmy tam tradycyjny khmerski posiłek i kupiliśmy owoce.
|
Stopy wędrowców oblegane przez rybki |
Do wieczora siedzieliśmy w hotelu. U
recepcjonisty kupiłem po 6 dolarów za sztukę bilety do Kompong Chan
na następny dzień. Autobus miał odjechać o 7:30, jednak już o 6:45
miał po nas przyjechać bezpłatny transport do dworca autobusowego.
Pod wieczór Małgosia oznajmiła, że jest
głodna. W pobliskiej restauracji organizowano grilla, jednak
Małgosia miała ochotę na coś lżejszego, Napotkani ludzie pytani o
możliwość zjedzenia zupy skierowali nas w boczną uliczkę, gdzie
odkryliśmy niezwykły lokal gastronomiczny. Najciekawsze było to, że
nie było w nim żadnych turystów. Przy stolikach siedzieli miejscowi,
przeważnie rodziny lub grupy przyjaciół. Na każdym stała kuchenka
gazowa i gotowała się zupa. Ponieważ kompletnie nie wiedzieliśmy, o
co chodzi, pomagała nam jedna z pracownic obsługi. A chodziło o to,
że kuchenkę z wywarem stawiano na stale, a następnie przynoszono
talerzyki z różnymi ingrediencjami, które samodzielnie można było
wrzucać do garnka w pożądanych proporcjach. Na koniec chochelką
nalewało się zupę do miseczek i ją jadło. W przewodniku doczytaliśmy,
że ostateczna cena za taki posiłek zależała od liczby talerzyków z
ingrediencjami. My zapłaciliśmy 8 dolarów.
|
Stacja benzynowa - wariant full wypas |
|
Stacja benzynowa - wariant ekonomiczny |
Po powrocie do hotelu Małgosia dostała
biegunki. Analiza tego, co jedliśmy, wskazywała na szejk ananasowy
wypity na bazarze, choć mógł to być po prostu rezultat zmiany flory
bakteryjnej. Sytuacja nie była zbyt ciekawa. Następnego dnia czekała
nas wielogodzinna podróż w autobusie bez toalety. Pobiegłem do
apteki, która na szczęście nie była jeszcze zamknięta. Kupiłem
Nifurksazyd, Loperamid i jakieś probiotyki. Na szczęście te
międzynarodowe nazwy są znane przez tutejszych aptekarzy.
Tego dnia poza tym zaaplikowaliśmy
sobie wszyscy Malarone w ramach profilaktyki antymalarycznej. Do tej
pory nie było takiej potrzeby, gdyż na większej części Tajlandii, a w
przypadku Kambodży w okolicach Siam Raep i Phnom Pehn malaria
występuje bardzo rzadko, zwłaszcza poza porą deszczową. Następnego
dnia mieliśmy jednak zbliżyć się do rejonów, w których ta choroba
ciągle jeszcze jest dość częsta.
Odebrałem z recepcji pranie, co okazało
wcale nietrywialnym zadaniem, jako że recepcjonista omyłkowo wydał
nam prócz naszych również ubrania innych gości..
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
Następna strona