Wokół Wielkiego Muru - 16.06.2006 - 1.07.2006

Wspomnienia z podróży do Chin spisane przez Pawła Ziębę

Zdecydowaliśmy, że pora już ruszyć w świat. Dzieciak trochę nam podrósł, a skoro je już w zasadzie to, co my, to nie ma przeszkód, by podróżował z nami. W każdym niemal kraju świata można dziś kupić pieluchy jednorazowe czy mleczko w proszku dla małych dzieci. Ograniczenia zdrowotne są oczywiste, ale sami też unikamy krajów, w których szerzy się malaria czy inne groźne choroby. Jest tyle miejsc na świecie, że wybieranie takich, w których można zapaść na groźną odmianę malarii, wydaje się nam szalonym pomysłem. Zawsze też kupowaliśmy ubezpieczenie zdrowotne - tym razem też tak oczywiście zrobiliśmy.

Wybór celu podróży był mniej oczywisty, bo wiele jest jeszcze miejsc na świecie, w których chcielibyśmy być, a które spełniają nasze kryteria. W końcu zdecydowaliśmy się na Chiny ze względu na egzotykę, bezpieczeństwo i niskie ceny biletów lotniczych (w trójkę wydaliśmy ok. 3800 zł na bilety - lot Aeroflotem z przesiadką w Moskwie, przy czym na odcinkach Warszawa-Moskwa i Moskwa-Warszawa wiózł nas samolot LOT).

Podstawą do planowania trasy podróży w tym przypadku było miejsce przylotu - Pekin. Wybraliśmy Pekin, ponieważ zależało nam na tym, by podczas naszej pierwszej podróży do Chin zobaczyć Wielki Mur.

Założyłem ponadto, że nie możemy pozwolić sobie na przejazd na jednym odcinku dłuższy niż 10 godzin, bo mogłoby to być zbyt męczące dla malucha. Oczywiście z góry przyjąłem, że na dłuższych odcinkach będziemy podróżowali pociągiem sypialnym. Autobus odpadł w przedbiegach ze względu na uciążliwość podróżowania tym środkiem transportu, zwłaszcza razem z dziećmi.

W Chinach są cztery rodzaje miejsc w pociągach. Twarde i miękkie siedzenia - na pierwsze nie ma miejscówek, więc może się zdarzyć, że będziemy stali, a drugie spotyka się rzadko, tylko na wybranych trasach - oraz twarde i miękkie miejsca sypialne. Początkowo chciałem podróżować na dłuższych odcinkach na miękkich miejscach sypialnych, ale okazało się, że wbrew pozorom, wcale nie jest ich w pociągu zbyt wiele, a poza tym twarde miejsca sypialne są bardzo dobrym wyborem.

Jeszcze w Polsce sprawdziłem w Internecie rozkłady jazdy i wydrukowałem sobie rozkłady jazdy na interesujących mnie trasach. Nie można bowiem oczekiwać, że uda się porozumieć z kasjerem na dworcu w Chinach w jakimkolwiek języku europejskim. Podczas podróży sami się o tym przekonaliśmy na własnej skórze. Zatem kupując bilety, najlepiej pokazać kasjerowi numer pociągu i datę, krzaczki z przewodnika z nazwą miejscowości docelowej oraz przy pomocy gestów pokazać, jakiego biletu się oczekuje. Ważna uwaga: w Chinach nie istnieje możliwość zakupu biletów kolejowych z przesiadką, ani zakupu biletów na pociąg odjeżdżający ze stacji A w kasie na stacji B. Kupuje się bilet ze stacji, z której ma nastąpić odjazd, do ściśle określonej stacji leżącej na trasie pociągu. Podobno istnieją firmy, które mogą pośredniczyć w rezerwacji biletów, ale my się na takowe nie natknęliśmy się, nawet - gdy jak w Qufu - celowo ich szukaliśmy.

Jeśli chodzi o nazwy miejscowości, lepiej nawet nie starać się ich wymawiać. Chiński to język tonalny - oznacza to, że np. sylaba "ma" jest przez Chińczyków inaczej rozumiana w zależności od tego, czy samogłoskę w sylabie wymawia się nisko czy wysoko, w sposób wznoszący czy opadający. Ciężko nam, Europejczykom zrozumieć, na czym to polega, ale efekt jest taki, że próby wymawiania przez nas słów chińskich rzadko kiedy kończą się powodzeniem. Podczas naszego pobytu starałem się nauczyć chociażby nazwy naszego kraju (pytanie "where are you from?" należy do częściej zadawanych), a i tak nie zawsze byłem rozumiany.

Po wzięciu powyższych okoliczności pod uwagę wymyśliliśmy sobie trasę Pekin-Qufu-Shanhaiguan-Shenyang-Pekin. W planowaniu podróży pomógł nam przewodnik Lonely Planet. Przewodnik Pascala jest co prawda tłumaczeniem Lonely Planet, ale trochę zdezaktualizowanym i pomija niestety kilka prowincji, w tym także prowincję Liaoning, której stolicą jest Shenyang. Okazał się on pomocny tylko w jednym przypadku - Xouzou, niezbyt turystycznie atrakcyjnej miejscowości, do której trafiliśmy przypadkiem - jest ona opisana w Pascalu, ale nie w najnowszym wydaniu LP.

Pekin - bo było to miejsce przylotu i odlotu, a zarazem miejsce pełne zabytków. Z góry założyliśmy, że nie wszystkie je zobaczymy. Gdyby chcieć obejrzeć wszystkie zabytki Pekinu, trzeba by chyba kilku dni, a tyle czasu nie chcieliśmy spędzić w jednym miejscu.

Qufu - ponieważ było to miejsce urodzin Konfucjusza, pełne starodawnych zabytków i nieodległe od Tai Shan - jednej ze świętych gór chińskich. Chcieliśmy wejść podczas naszej podróży na przynajmniej jedną taką górę.

Shanhaiguan - ponieważ miasto to leży w miejscu, w którym Wielki Mur dochodzi do morza. Dzięki temu można zarówno wejść na Wielki Mur, jak i poleżeć na plaży.

Shenyang - ponieważ do tego miasta można dojechać z Shanhaiguanu w ciągu kilku godzin, a w samym mieście i w jego okolicy jest kilka ciekawych atrakcji.

Podróż zaplanowaliśmy w taki sposób również dlatego, że chcieliśmy przynajmniej co pewien czas być w większym mieście, podejrzewając (jak się okazało słusznie), że tylko w większych miastach znajdziemy odpowiedni wybór pieluszek, zupek i soczków dla dziecka.

Podróżowanie po Chinach z dziećmi jest o tyle fajne, że za dzieci nie płaci się nic - w pociągach, autobusach i muzeach, przy czym granicą nie jest w tym przypadku wiek, ale wzrost. Bezpłatnie bilety przysługują dzieciom poniżej 120 cm wzrostu - często widuje się na dworcach wymalowane na ścianach linie umożliwiające zmierzenie wzrostu dziecka.

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 Następna strona