Dzień rozpoczęliśmy od śniadania, na które umówiliśmy się z naszymi gospodarzami na 8:30. Ormianie raczej późno wstają i również dość późno chodzą spać. Mając do wyboru nieuprzejmie próbować negocjować z nimi wcześniejsze śniadanie lub dostosować się do ich cyklu dnia, wybraliśmy to drugie rozwiązanie.
Po śniadaniu udaliśmy się na dworzec autobusowy. Następnego dnia mieliśmy w planach przejazd marszrutką do Giumri, więc chciałem sprawdzić, jak daleko jest do dworca, by zdecydować, czy iść pieszo z naszymi ciężkimi plecakami, czy też lepiej załatwić sobie taksówkę. Okazało się, że do dworca mamy około 25 minut pieszo, więc raczej daleko.
Po drodze natknęliśmy się na skwerku na małego szczeniaka, który chodził po chodniku, żałośnie skamlając, jakby szukał matki. Najwyraźniej malec został w tym miejscu pozostawiony przez kogoś. Byliśmy świadkami, jak idąca z zakupami pani w średnim wieku zlitowała się na pieskiem i zabrała go do domu.
Na dworcu zaczepił nas taksówkarz, z którym umówiliśmy się na wycieczkę do klasztorów w kanionie rzeki Debed. Zapłaciliśmy za tę usługę 9000 dramów i już po chwili wyjeżdżaliśmy z miasta, mknąć na północ starą wołgą. Wołga miała chłodnicę w niezbyt dobrym stanie, bo na postojach taksówkarz musiał dolewać do niej wodę, a gdy parkował samochód pod kątem, z dołu zaczynała lać się ciurkiem woda. Przy okazji taksówkarz poinformował nas o czasach odjazdu autobusów i marszrutek do Giumri. Zdecydowaliśmy się jechać nazajutrz marszrutką o godzinie 9:30.
Pierwszym klasztorem w kanionie jest klasztor Kobajr. Minęliśmy go jednak, gdyż – jak oświadczył taksówkarz – by dostać się do niego, trzeba dość wysoko podejść pod górkę, a nie chciał nas od razu na początku zmęczyć. Pojechaliśmy zatem do kościoła we wsi Odzun.
Kościół jest niesamowity, nie tyle ze względu na sam jego budynek, ale raczej otoczenie. Ruiny okalających kościół budowli na tle gór po drugiej stronie kanionu sprawiają, że widok jest bardzo malowniczy.
Odzun to nieduża wieś. Ksiądz musiał zobaczyć, że weszliśmy do kościoła, bo przyszedł i oprowadził nas po nim, wskazując najstarsze części budowli (niektóre kamienie pochodzą z IV wieku). Sprawiał wrażenie bardzo życzliwego i serdecznego człowieka. Andrzejek również się nie nudził. W kościele w tym czasie był obecny chłopiec w jego wieku, więc pomimo różnic językowych znaleźli sobie wspólną zabawę, biegając i skacząc po świątyni. Księdzu to nie przeszkadzało, wyglądał na rozbawionego.
Przy okazji opowiedział nam kilka słów na temat różnic między liturgią rzymską a ormiańską. Otóż w trakcie nabożeństwa kilkakrotnie ołtarz i ksiądz jest odgradzany od wiernych specjalną kotarą zawieszoną przed ołtarzem. Jeśli mowa o różnicach między kościołem ormiańskim a rzymskokatolickim, to należy pamiętać, że Armenia stała się pierwszym krajem na świecie, w którym chrześcijaństwo stało się religią państwową. Stało się to na początku IV wieku. Dopiero kilkanaście lat później chrześcijaństwo stało się religią państwową w Cesarstwie Rzymskim. Biskupi ormiańscy uczestniczyli w pracach pierwszych soborów powszechnych, w trakcie których formułowano zasady doktryny kościoła katolickiego, jednak w V wieku z powodu zawirowań politycznych przestali brać udział w tych pracach. A sformułowano wtedy zawiłe koncepcje, w szczególności dotyczące istoty i natur Jezusa Chrystusa, których zrozumienie przekracza zdolności typowego człowieka. W konsekwencji kościół ormiański doktrynalnie zaczął się różnić zarówno od kościoła katolickiego, jak i prawosławnego (które z kolei doktrynalnie właściwie od siebie się nie różnią).
Mówiąc szczerze, mam wrażenie, że spory chrystologiczne miały w czasach starożytnych głównie znaczenie polityczne, gdyż pozwalały przeciwników politycznych wykląć jako heretyków. Świeżym 20-wiecznym przykładem podobnych związków między zawiłymi teoriami a całkiem realną praktyką polityczną są spory wewnątrz obozu bolszewików (Stalin – jak wiadomo – kazał wypędzić z ZSRR, a następnie zabić Trockiego, bo Trocki nie doceniał roli chłopstwa w trakcie rewolucji). W każdym razie ostatnio udało się podobno osiągnąć porozumienie między kościołem rzymskokatolickim a ormiańskim w kwestii doktryny, natomiast przeszkodą w osiągnięciu jedności są względy personalne i silna tradycja niezależności kościoła ormiańskiego. W Polsce też są kościoły ormiańskie, jednak już kilkaset lat temu polscy Ormianie uzgodnili, że poddadzą się woli papieża, a w zamian za to zachowają swoją liturgię.
Jak już wcześniej napisałem, ikonografia ormiańska nie różni się właściwie od ikonografii zachodniego chrześcijaństwa. Liturgia jest prowadzona w starożytnym wariancie języka ormiańskiego. Księża celebrujący nabożeństwo zakładają na głowę koronę (jak w przypadku księży prawosławnych), a na co dzień ubierają się tak jak nasi księża. Wyższe duchowieństwo zaś zakłada płaszcze z charakterystycznym kapturem.
![]() | |
|
Ksiądz w Odzunie postanowił zaśpiewać nam na koniec pieśń kościelną, by zademonstrować walory akustyczne wnętrza. Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy ku klasztorom w okolicach miasta Alawerdi. Gdy powiedzieliśmy naszemu szoferowi o życzliwym księdzu, z którym rozmawialiśmy z kościele, szofer nie był zdziwiony. Potwierdził wręcz, że wszyscy mówią, że ksiądz w Odzunie jest życzliwym i dobrym człowiekiem.
Kolejnym klasztorem, do którego dotarliśmy, był klasztor Sanahin. Tu po raz pierwszy kupiliśmy i zapaliliśmy świeczki, które płoną zawsze w kościołach ormiańskich.
![]() | |
|
Następnie pojechaliśmy do klasztoru Hachpat. W obrębie zabudowań klasztoru szczególnie majestatyczna jest piękna dzwonnica.
![]() | |
|
Po zwiedzeniu klasztoru poszedłem wysłać kartki w pobliskim urzędzie pocztowym, który zauważyłem, gdy dojeżdżaliśmy do przyklasztornego parkingu. Gdy już wrzuciłem kartki do skrzynki, pewien przechodzący pod rękę z dziewczyną młody Ormianin z niedowierzaniem spytał, po co to robię. Był przekonany, że ta skrzynka nie jest obsługiwana. Ponieważ jednak sam był także przyjezdny, zapytał jakiegoś miejscowego chłopaka, czy z tej skrzynki ktoś wyciąga listy. Twierdząca odpowiedź wyraźnie go zaskoczyła, mnie zaś ucieszyła.
W drodze powrotnej nasz taksówkarz skręcił na położony obok malutkiej stacyjki kolejowej placyk i zaparkował tam samochód, wskazując nam wiodące w górę schodki jako drogę do klasztoru Kobajr. Poszliśmy tą drogą, która doprowadziła nas wkrótce do małej wioski składającej się z chatek przyczepionych do dość stromych zboczy. Wokół nich rosły morwowe drzewa. Wydawało się, że mało kto zrywał tam morwy z drzew, gdyż wiele owoców leżało rozdeptanych na ziemi. Zerwaliśmy sobie kilka. Były słodkie i całkiem smaczne.
Między chatkami ruszyliśmy w górę kolejnymi stromo wspinającymi się w górę ścieżkami i po 15 czy 20 minutach stanęliśmy w cieniu ruin klasztoru. Kobajr to dziś tylko romantyczne ruiny, ale niegdyś był to z pewnością wspaniały klasztor, sądząc po pięknych freskach zachowanych we wnętrzu zrujnowanego kościoła. Pośród kamieni okalających ruiny wygrzewają się w słońcu jaszczurki.
\ ![]() | |
|
![]() | |
|
Prawdę mówiąc, spodziewałem się, że droga do klasztoru będzie znacznie trudniejsza do pokonania, bo tak nas straszył kierowca, tymczasem zaś podejście wcale nie jest szczególnie męczące.
Po zwiedzeniu ruin zaczęliśmy wracać w dół. Gdy przechodziliśmy przez wioskę, jakaś staruszka, widząc nasze zainteresowanie morwami, sama nas zaprosiła do degustacji, przyginając laską gałęzie, by wygodniej się nam zrywało.
Kierowca odwiózł nas do naszego gościńca, a biorąc pod uwagę sporą odległość do dworca autobusowego, umówiłem się z nim na następny dzień na 9 rano.
Po krótkim odpoczynku, ruszyliśmy do miasta, by coś zjeść. Całkiem niedaleko odkryliśmy niewielką gruzińską kawiarnię, w której zamówiliśmy dla siebie dania kuchni gruzińskiej, a dla Andrzejka kotlecik z frytkami (niestety, nasze dziecko jest wychowywane na przedszkolno-stołówkowej kuchni, co ma swoje określone konsekwencje). Za obiad zapłaciliśmy 4500 dramów. Obsługiwała się miła Ukrainka. Zdecydowałem, że zamiast zostawić jej napiwek, zaśpiewam jej znaną wesołą ludową ukraińską piosenkę ludową, której kiedyś się nauczyłem.
Chwilę pospacerowaliśmy sobie po mieście, a gdy wróciliśmy w końcu do naszego miejsca pobytu, czując spore zmęczenie, poszliśmy szybko do łóżka, licząc na to, że kolejny dzień będzie tak samo udany i bogaty w przeżycia.
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 Następna strona