Rano zjedliśmy śniadanie. Obok naszego domku zaczęły się zaś gromadzić osły. Miały chrapkę na wystawiony na tarasie naszego domku kosz na śmieci. Usiłowały zrzucić pokrywkę i dostać się do środka. Musiałem je odganiać.
![]() | |
|
Postanowiliśmy pojechać na Pustynię Kalahari, ale na tę jej część, która leży na terenie RPA. Pustania Kalahari obejmuje tereny kilku krajów, w tym przede wszystkim Namibii i Botswany. Nasza decyzja oznaczała podróż daleko na zachód RPA, gdzie przy granicy z Botswaną i Namibią znajdują się zarządzane przez RPA parki narodowe. Dlatego też zaraz po śniadaniu ruszyliśmy w drogę. Okazała się ona dość męcząca. Tylko w okolicach Johannesburga i Pretorii jechaliśmy wygodnie po autostradzie. Gdy zjechaliśmy na trasę wiodącą na zachód, okazało się, że ta wedle mapy drogowej jedna z ważniejszych tras w kraju to zwykła szosa bez pobocza, z mnóstwem remontowanych miejsc, na których stosowany był ruch wahadłowy. W pewnym momencie trafiliśmy nawet na objazd, który wiódł drogą gruntową. Było to dla nas spore zaskoczenie. W trakcie naszej poprzedniej podróży po RPA odnieśliśmy wrażenie, że drogi w tym kraju są całkiem dobre.
Droga nie była też dobrze utrzymana. W pewnym momencie spod koła jadącego przed nami samochodu wystrzelił kamień, który uderzył w naszą szybę przednią. Na szybie pojawiło się niewielkie wgłębienie i kilkumilimetrowa rysa. Pamiętając nasze doświadczenia z poprzedniej afrykańskiej podróży, baliśmy się, że nocne zmiany temperatury spowodują, że rysa powiększy się i będziemy musieli zapłacić za jej wymianę.
W czasie jazdy zadzwoniła moja komórka. Pewien pan proponował mi zmianę pracy. Oferta może i nie była całkiem od czapki, ale nie miałem ochoty zastanawiać się nad nią podczas urlopu. Natomiast mogłem dzięki temu zdarzeniu przekonać się, że roaming działa.
Jechaliśmy cały dzień na zachód. Późnym popołudniem dojechaliśmy do miasta Kuruman.
Nie wydawało się, by Andrzejek był poważnie chory, ale wciąż miał gorączkę. Dlatego też wahałem się, czy zanocować pod namiotem czy też lepiej poszukać noclegu w jakimś pensjonacie. Problem rozwiązał się sam: po dojechaniu do jednego z pensjonatów dowiedzieliśmy się, że miejsc nie ma, a właścicielka obdzwaniała właśnie inne pensjonaty, szukając noclegu dla jakiegoś czekającego obok kontuaru mężczyzny, który przyjechał przed nami. Dla pewności odwiedziliśmy jeszcze jeden pensjonat, ale tu również nie było miejsc. Dlatego w końcu wylądowaliśmy na polu namiotowym, gdzie za jedyne 100 randów rozbiliśmy nasz namiot. Kemping nie był szczególnie luksusowy i znajdował się w pobliżu centrum miasta, więc spokój zakłócały przejeżdżające pobliskimi ulicami samochody, nie było to jednak bardzo uciążliwe.
Zauważyłem, że parę stanowisk zajmują przyczepy kempingowe zamieszkałe przez grupy czarnych mężczyzn. Podejrzewam, że mogli być to pracownicy jakiejś firmy, która w ten sposób zapewniła nocleg swoim sezonowym pracownikom.
Po rozgoszczeniu się na kempingi zdążyliśmy jeszcze pójść na szybkie zakupy do pobliskiego supermarketu i po wieczornym grillu poszliśmy spać.
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 Następna strona