Kampong Cham, 25.02.2014

Nici z wycieczki rowerowej. Andrzejek w nocy był niespokojny i gdy go dotknąłem, wyczułem że ma gorączkę. Rano zaś był słaby. Coś go dopadło. Wolałem to sprawdzić, nim podejmiemy dalsze kroki. Jeżeli to bakteria, to potrzebny byłby antybiotyk.

Przewodniki ostrzegają, że służba zdrowia w Kambodży jest na bardzo niskim poziomie i poza stolicą oraz Siem Raep nie da się znaleźć klinik oferujących swoje wyższej jakości usługi turystom z Zachodu, więc tym bardziej trzeba było przyjrzeć się dokładniej, co dolega Andrzejkowi, przed wyruszeniem w dalszą drogę.

Poszliśmy do szpitala prowincjonalnego, który był zaznaczony na mapie. Szpital sprawiał dość przygnębiające wrażenie, nijak nie dając się porównać do najbardziej zapuszczonego szpitala w naszej części świata. Ludzie leżeli na kocach na korytarzach.

Po błądzeniu między budynkami trafiliśmy na oddział laryngologiczny, do którego nas skierował młody lekarz przy bramie. Po drodze minęliśmy oddział przeznaczony do leczenia chorych na gruźlicę, przed którym pełno było ludzi.

Tylko jedna młoda pielęgniarka na oddziale laryngologicznym znała trochę angielski. Starsza pielęgniarka, jak później się okazało jej mama, wstępnie zbadała Andrzejka, a potem czekaliśmy na lekarza, który miał właśnie zajęcia ze studentami. Jego zdjęcie w mundurze wisiało na ścianie. Lekarz przyjechał na motorku po półgodzinie, zbadał Andrzejka i powiedział, że nie widzi specjalnych podstaw do niepokoju. Wystarczy paracetamol z apteki.

Konsultacja była darmowa.

Paracetamol i ibuprofen kupiliśmy wracając ze szpitala w jedej z licznych aptek.

Zjedliśmy śniadanie. Andrzej sprawiał wrażenie wymęczonego i gdy dotarliśmy do hotelu, natychmiast zapadł w sen.

Dzień spędziliśmy głównie w hotelu.

Gdy trochę zgłodnieliśmy, poszedłem na miasto, by kupić coś do jedzenia. Myślałem o bagietach, ale jest to chyba danie przede wszystkim śniadaniowe, bo nigdzie nie mogłem jakoś ich odszukać. Kupiłem więc pieczone na grillu, owinięte liśćmi bananowca danie składające się z bananów ukrytych w płaszczyku z gotowanego kleistego ryżu, kilka gotowanych kukurydz oraz nieduże ptaszki pieczone w całości na ruszcie. Do jednego z nich było nawet przyczepione grillowane jajko.

Grillowane ptaszki
Grillowane ptaszki

Wieczorem Andrzejek poczuł się dużo lepiej. Nie czułem, by miał temperaturę. Poszliśmy na spacer po mieście.

Gdy wracaliśmy, dałem Małgosi klucze, a sam poszedłem kupić wodę. Wracając przez małą uliczkę, zauważyłem, że w miejscowej piekarni w wielkim woku wypełnionym olejem smażą się właśnie pączki typu oponka. Kupiłem kilka takich początków i wróciłem do hotelu.


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 Następna strona