
Sambhar
Autor: thiessa @ 8:13pm, Niedziela 31 Październik 2010.
Źródło: "The food of India" Priya Wickramasinghe
W tym tygodniu wróciłam z Indii, więc w ciągu najbliższych dni pokażę parę potraw, które ciężko będzie Wam wykonać w domach ze względu na niedostępność składników. Potraktujcie zatem to co pokażę jako ciekawostkę kulinarną.Nie wiem jak Wy, ale ja tak mam, że wyjeżdżając na wakacje do jakiegoś egzotycznego kraju zabieram z sobą listę zakupów, która obejmuję zarówno przyprawy, jak i warzywa a często jeszcze sprzęt kuchenny. Ponieważ przez cały czas się przemieszczamy spędzając w jednym miejscu 1-2 dni zakupy zostawiamy sobie na ostatni dzień przed wylotem do Polski. Tak było i tym razem. Starałam się nabyć wszystko, co znajdowało się na mojej liście (a czego tam nie było) zaczynając od zakupu dodatkowej torby, która to wszystko pomieści. Części warzyw nie kupiłam, bo albo akurat nie było na nie sezonu, albo widać były wybitnie południowoindyjskie (my podróżowaliśmy po części północnej) natomiast kupiłam parę rzeczy, których nie miałam na liście. Jako maniaczka książek kucharskich szperałam też w miejscowych antykwariatach i wzbogaciłam się o kolejnych 9 pozycji (starałam się bardzo ograniczać, ale nie wyszło). Po drodze były Czechy i tam nabyłam kolejne 3, dodatkowo bieżące i zbiorcze wydania (półroczne) moich ulubionych magazynów kulinarnych. Niedługo ukaże się relacja z całej wyprawy, o czym poinformuję, natomiast teraz do rzeczy.
Zaczynam od śniadania jak Pan Bóg przykazał a później będzie reszta. Większość dań to wybitne paciaję, ale taka jest właśnie kuchnia indyjska. Bardzo niefotogenicznie wyglądają zwłaszcza potrawy ze strączkowych.
Sambhar to danie generalnie śniadaniowe, aczkolwiek nic nie stoi na przeszkodzie, żeby spożyć je na obiad, czy kolację. Osobiście spożyłam na obiadokolację a to, co zostało zabrałam na drugi dzień do pracy. W składzie pojawia się tajemnicze warzywo (botanicznie owoc) drumstick, które chyba nie posiada polskiej nazwy. Owoc pochodzi z drzewa moringa oleifera, które jest o tyle cudowne, że wykorzystuje się każdą jego część. Zarówno kora, liście, korzenie, nasiona, owoce jak i kwiaty na pewno się nie zmarnują. Warzywo przed obróbką cieplna należy obrać, aby pozbawić go zdrewniałych włókien. Już podczas tej czynności poczujemy, że jego zapach z czymś nam się kojarzy. Po dobrej chwili dotarło do mnie, że to zapach szparagów. Po ugotowaniu drumstick smakuje dokładnie jak szparagi a każdy, kto chociaż raz niedokładnie je obrał będzie wiedział, czym skutkuje niestaranne obranie drumsticka. Ponieważ w prezentowanym przepisie wszystko się długo gotowało (zastosowałam się do instrukcji książkowych) zarówno drumstick jak i okra po prostu się rozgotowały i na zdjęciu nie ma po nich śladu. Mam jednak w zanadrzu jeszcze jedno danie z zastosowaniem drumsticka, gdzie będzie on nieco bardziej widoczny.
Drumsticki w całej okazałości, zdjęcie pochodzi z Tajlandii sprzed 3 lat. W Indiach sprzedawcy lepiej prezentują swój towar, choć cała reszta pozostawia wiele do życzenia.
Składniki:
225g żółtej soczewicy (toor dalu),2 łyżki nasion kolendry,
10 ziarenek czarnego pieprzu,
1/2 łyżeczki nasion kozieradki,
2 łyżki startego kokosa (u mnie wiórki kokosowe),
1 łyżka prażonej ciecierzycy,
6 suszonych papryczek chilli,
2 drumsticki, obrane i pokrojone na 5 cm kawałki (można zastąpić szparagami),
2 marchewki, pokrojone w kostkę,
1 cebula, z grubsza posiekana,
125g bakłażana, pokrojonego w kostkę,
50g małej okry,
1 łyżka puree z tamaryndu,
2 łyżki oleju (u mnie ghee),
1 łyżeczka nasion czarnej gorczycy,
10 liści curry,
1/2 łyżeczki kurkumy,
1/2 łyżeczki asafoetidy.
Soczewicę moczyć przez 2 godziny. Odcedzić, zalać świeżą wodą i gotować przez 2 godziny zbierając z powierzchni tworzącą się pianę.
Na suchej patelni uprażyć: kolendrę, pieprz, kozieradkę, kokos, ciecierzycę i chilli stale mieszając do momentu, kiedy wiórki kokosowe będą miały złotobrązowy kolor. Zmielić wszystkie przyprawy (zmieliłam bez chilli).
W garnku zagotować 750 ml wody, wrzucić marchewkę i drumstick, ponownie zagotować i gotować przez 10 minut. Wrzucić cebulę, okrę i bakłażana i gotować do momentu, kiedy warzywa będą prawie miękkie. Dodać soczewicę wraz z płynem z gotowania, przyprawy i tamarynd ( w tym miejscu dodałam pominięte wcześniej chilli w całości), zagotować, zmniejszyć ogień i gotować przez 30 minut. Przyprawić do smaku solą.
Rozgrzać olej (ghee) i podsmażać gorczycę (pod przykryciem), aż zacznie pękać, dodać do curry razem z liśćmi curry, kurkuma i asafoetidą. Doprawić do smaku solą. Dokładnie wymieszać.
Komentarze
Witaj w domu;-)
W końcu rozwiązała się zagadka gdzie w tym roku pojechałaś na wakacje;-)
Bardzo chętnie przeczytam kolejną Waszą relację, a i z przyjemnością poznam kilka nowych dań no i składników;-)
Pozdrawiam;-)
grumko - 5:09am, Poniedziałek 1 Listopad 2010.
Fajnie, ze już wróciłaś! Aż we mnie tęsknota wezbrała za tymi przyjemnymi wycieczkami na miejscowy targ np. w Bangkoku i próbowaniem nowości. Żaluję tylko, że kiedy miałam dostęp do bardziej orientalnych produktow skupialam się głownie na owocach. Teraz z pewnością szalalbym za warzywami, zwłaszcza zielonymi.W międzyczasie wyprobowałam jedną lub dwie Twoje zupy i o jednej z nich niebawem u mnie na blogu.
Kinga - 10:58pm, Poniedziałek 1 Listopad 2010.
U mnie podczas pierwszych wypraw bylo podobnie, zajmowalam sie glownie owocami. Teraz, kiedy ich wiekszosc juz poznalam koncentruje sie na warzywach, czego i Tobie zycze:-)
thiessa - 11:03pm, Poniedziałek 1 Listopad 2010.