Shanhaiguan 23.06.2006

Pociąg trochę się spóźnił, do Shanhaiguanu dojechał nieco przed 2 w nocy. Taksówkarze na dworcu starali się namówić nas na jazdę do jakiegoś hotelu, którego nazwę (Jingshan Hotel) mieli wypisaną na tabliczce zawierającej również zdjęcia pokoi, ale zgodnie z planami w naszych przewodnikach hotele miały znajdować się niedaleko od dworca, więc próbowaliśmy dojść do nich pieszo. Podczas gdy my brnęliśmy w ciemnościach z plecakami, taksówkarze jechali za nami, oferując swoje usługi i obniżając ceny.

Niestety, po przejściu kilkuset metrów okazało się, że rzeczywistość nie wygląda tak, jak w przewodniku (później próbowaliśmy znaleźć hotele opisywane w przewodniku w biały dzień i było to dość trudne zadanie - gdyby ktoś szukał ich kiedyś, to należy z dworca skręcić prosto w lewo, przejść pod jakimiś billboardami wydeptaną przez okolicznych mieszkańców ścieżką, zeskoczyć z murku i i po przejściu jakichś dwustu metrów skręcić w przecznicę po prawej stronie - w tym rejonie jest kilka hoteli, szyldy są niestety tylko po chińsku).

Dlatego wzięliśmy w końcu taksówkę, mimo że w żadnym przewodniku hotel Jingshan nie był opisany - dobra strona tej przygody jest taka, że taksówkarze spuścili cenę do 2 Y.

Zostaliśmy zawiezieni do hotelu. Zaspana recepcjonistka dała nam klucze. Pokoje były dość drogie (320Y za dobę), ale całkiem przyjemne.

Z oczywistych powodów następnego dnia obudziliśmy się raczej późno i późno poszliśmy coś zjeść. W restauracji podawano już dania obiadowe, więc wzięliśmy sobie jakieś danie z woka. Obsługa restauracji nie znała angielskiego, ale dała nam menu w tym języku. Niestety już pierwszego dnia trochę je zdewastowaliśmy - Prosiaczek był strasznie niegrzeczny podczas śniadania i rozlał szklankę z sokiem dokładnie na kartki z menu.

Próbowaliśmy wyjść z restauracji na placyk przed nią, ale pracownicy nie chcieli nas wypuścić. Nie bardzo rozumieliśmy dlaczego, ale grzecznie wyszliśmy przez główną bramę hotelu. Okazało się, że nasz hotel sąsiaduje z jedną z głównych atrakcji Shanhaiguanu - tak zwanym Pierwszym Przejściem Poniżej Niebios. Pierwsze Przejście Poniżej Niebios to fragment Wielkiego Muru - nazwę tę nosi dokładnie jedna z wież obronnych znajdujących się nad bramą w Wielkim Murze (w recepcji naszego hotelu znajduje się nazwa the First Pass Hotel, jest ona umieszczona także na hotelowych papierach firmowych i pod taką nazwą hotel jest opisany w przewodniku Pascala - dlatego też nie mogliśmy znaleźć tego opisu w nocy).

W budce kupiliśmy bilet wstępu za 40 Y. Po wejściu do środka przekonaliśmy się, dlaczego nie chciano wypuścić nas z restauracji na zewnątrz. Do restauracji można wejść z placu przed Pierwszym Przejściem Poniżej Niebios, z czego korzystają turyści, którzy wykupili bilety. Stąd też pracownicy restauracji oddzielali turystów z zewnątrz od gości hotelowych, nie pozwalając tym drugim na wyjście przed restaurację.

Weszliśmy na mur. Udostępniony do zwiedzania fragment murów jest dość krótki. Można się po nim przespacerować i zobaczyć z góry, jak wygląda miasto i fragmenty murów, które nie zostały odnowione. Wejście na górny poziom wieży Pierwszego Przejścia Poniżej Niebios kosztuje dodatkowe 2 Y - w środku jest niewielka ekspozycja dawnej broni i strojów, ale widoki nie są szczególnie lepsze od tego, co można zobaczyć z murów.

Pierwsze Przejście Poniżej Nieba
Pierwsze Przejście Poniżej Nieba

Na dole przeszliśmy przez bramę w murze i znaleźliśmy się w niewielkim ogrodzie. Wypuściliśmy Prosiaczka, żeby sobie trochę pobiegał, a potem wzdłuż murów poszliśmy na południe. Prosiaczek szedł sobie trzymany za rękę swoim nieporadnym jeszcze krokiem, co wzbudzało sensację wśród zwiedzających zabytek Chińczyków. Za murem znajduje się niewielkie jeziorko, pełno w nim złotych rybek, które gromadzą się przy brzegu, czekając na okruchy pieczywa wrzucane do wody przez turystów. Prosiaczka bardzo te rybki zainteresowały.

W taki sposób dotarliśmy do południowego wyjścia z terenu zabytku. Przeszliśmy kolejnych kilkaset metrów wzdłuż murów na południe. Po prawej stronie drogi znaleźliśmy muzeum chińskiego muru. Do wejście uprawnia ten sam bilet, który umożliwia wejście do Pierwszego Przejścia Poniżej Niebios.

Muzeum jest ciekawie urządzone, a z ekspozycji można wiele dowiedzieć się o Wielkim Murze.

Po wyjściu z muzeum poszliśmy dalej na południe. Bank of China znajduje się dokładnie tam, gdzie jest zaznaczony na mapie w przewodniku LP, ale nie udało mi się w nim wymienić pieniędzy. Pracownicy próbowali przepuścić posiadane przeze mnie banknoty przez jakiś skaner, ale z niewiadomego powodu nie udawało im się to. Nie można również korzystać z bankomatów w tym oddziale - podobno Bank of China nie ma żadnych bankomatów w Shanhaiguanie, pracownicy banku mogli nam zaproponować jedynie wycieczkę do Qinhuangdao, gdzie znajduje się najbliższy bankomat. Qinhuangdao to duże miasto znajdujące się w pobliżu Shanhaiguanu i można tam dojechać zwykłym autobusem miejskim, ale woleliśmy uniknąć straty czasu na podróż tam.

Poszliśmy powłóczyć się trochę po mieście, spróbować znaleźć hotele, których nie udało nam się odszukać w nocy. Przy okazji znaleźliśmy jeszcze jeden oddział Bank of China - udało mi się w nim wymienić trochę pieniędzy.

W tej części miasta, tj. na południe od murów miejskich, znajduje się również rewelacyjny targ z różnymi morskimi dziwolągami. Można tam też kupić sprzedawane w celach kulinarnych robactwo.

Larwy jedwabników sprzedawane w celach kulinarnych
Larwy jedwabników sprzedawane w celach kulinarnych
Zajęcia sportowe w chińskiej szkole
Zajęcia sportowe w chińskiej szkole

Wróciliśmy do hotelu i po pokrzepieniu się poszliśmy na przystanek autobusowy znajdujący się przy południowej bramie w murach miejskich. Autobusem 25 pojechaliśmy na Głowę Starego Smoka - tak nazywa się miejsce, w którym Wielki Mur styka się z morzem. Zgodnie z radą LP darowaliśmy sobie wejście na Głowę Starego Smoka i zamiast tego poszliśmy na plażę.

Niebo w międzyczasie nieco się zachmurzyło, ale było nadal dość ciepło. Prosiaczek zafascynowany bawił się piaskiem, a my podziwialiśmy Wielki Mur.

Głowa Starego Smoka
Głowa Starego Smoka

Autobusem wróciliśmy do miasta.

Poszliśmy na dworzec kolejowy i bez większych problemów kupiliśmy bilety do Shengyangu. To stosunkowo krótka, tylko 5-godzinna podróż, więc zdecydowaliśmy się na zwykłe, twarde siedzenia (pociąg 2179, odjazd o 9:10, 31 Y od osoby).

Włócząc się koło dworca kolejowego, znaleźliśmy przyjemną restauracyjkę. Nie mieli tam menu po angielsku, więc zamiast dania z ryby udało nam się zamówić zupę z ośmiornicy z boczkiem. Zupa była smaczna, odrobinę może przesolona.

Wieczorem zrobiłem małą przepierkę. Niestety, okazało się później, że z jakiegoś powodu - zapewne słabej klimatyzacji i niskiej temperatury w pokoju - nic nie chciało tam schnąć. Pranie suszyło się przez cały nasz pobyt w Shanhaiguanie i nie wyschło do końca, co oczywiście powodowało, że pachniało niezbyt przyjemnie.

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 Następna strona