Pekin powitał nas ostrym słońcem i upałami.
W Pekinie jeszcze na peronie zaczepiła nas naganiaczka oferująca nocleg. Ponieważ cena wydała nam się kusząca (150 Y za noc), zgodziliśmy się z nią pojechać. Kobieta zaprowadziła nas na drugą stronę ulicy, próbując się przez cały czas do kogoś dodzwonić przez telefon komórkowy. Nie udało jej się to, ale po 15 czy 20 minutach i tak przyjechał po nas mikrobus.
W międzyczasie naganiaczka pokazała nam na mapie Pekinu, gdzie znajduje się nasz hotel. Okazało się, że znajduje się on w okolicach hutongów na wschód od Zakazanego Miasta. Nie jest to zła okolica, wszędzie jest raczej blisko. Problem w tym, że do metra trzeba się przespacerować z 20 minut, więc zaczęliśmy zastanawiać się, jak damy sobie radę następnego dnia z bagażami, ale zostawiliśmy ten problem przyszłości.
Hotel okazał się niewielkim, jednopiętrowym budynkiem, dość zapuszczonym. Na zwolnienie pokoju musieliśmy czekać jeszcze 40 minut, ale pokój okazał się całkiem OK. Było w nim wszystko, co było nam potrzebne, chociaż standard nie był specjalnie wysoki.
Po toalecie i przebraniu się pojechaliśmy do Świątyni Lamy. Najpierw musieliśmy dojść do stacji metra Chaoyangmen (20 minut), potem podjechać na stację Yonghegong. Ponieważ Prosiak po drodze usnął, zdecydowaliśmy się skorzystać z usług restauracji znajdującej się w bocznej uliczce w pobliżu stacji metra. Niestety w restauracji Prosiak obudził się, ale ponieważ był jeszcze trochę zaspany, udało się nam zjeść we względnym spokoju. Za 25 Y dostaliśmy pysznie przyrządzonego kurczaka z orzeszkami ziemnymi, potrawę z warzyw i piwo.
Wstęp do Świątyni Lamy kosztował nas 25 Y od osoby. Świątynia była bardzo ładna, inna od tych, które widzieliśmy wcześniej - miała swój specyficzny styl.
![]() | |
|
Po zwiedzeniu świątyni poszliśmy do położonej w pobliżu Akademii Cesarskiej i Świątyni Konfucjusza (wstęp - 10 Y od osoby). Jest to dość spokojne miejsce, bo nie trafia tam wielu turystów. Nie jest jednak obecnie zbyt ciche, ponieważ trwa w nim właśnie remont i dźwięki pił mechanicznych naruszają spokój. Tym niemniej spędziliśmy tam chwilkę czasu, korzystając z cienia.
Potem pojechaliśmy na zakupy w centrum handlowym, które poznaliśmy na początku naszego pobytu. Kupiliśmy trochę rzeczy na podróż, wodę i soczki. Jak zwykle w chińskich sklepach, podziwialiśmy wystawiony towar. Są to rzeczy niekiedy naprawdę niezwykłe. Oczywiście robactwo różnego typu, no i stosy jaj.
![]() | |
|
Gdy wyszliśmy z centrum handlowego, okazało się, że pogoda się zmieniła - niebo zachmurzyło się i zaczął nawet siąpić lekki deszcz.
Po powrocie do hotelu okazało się, że kończy nam się mleczko dla Prosiaczka. Zły jak diabli, bo czułem się okropnie zmęczony, poszedłem zatem po mleczko. Przyszło mi jednak do głowy, że zamiast pójść do znanego nam centrum handlowego lepiej znaleźć nieodległą od naszego hotelu słynną ulicę Wanfujing. Błąd!!! Ta ulica to jeden wielki rząd centrów handlowych z butikami i drogimi sklepami. Sklepów z artykułami spożywczymi tam nie ma, a nawet jest gdzieś znajdzie się jakiś niewielki supermarket, to ceny w nim są odstręczające, a zaopatrzenie niezbyt dobre.
Wsiadłem więc w końcu w metro i pojechałem do naszego ulubionego centrum handlowego. Wróciłem do hotelu ok. 22:00 - z 15 minut straciłem na błądzenie w hutongach, bo w ciemnościach zgubiłem drogę.
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 Następna strona