Ostatni dzień naszego pobytu w Shenyangu okazał się dość pochmurny.
Bagaże zostawiliśmy w hotelu w recepcji.
Najpierw pojechaliśmy zwiedzić Pagodę Północą (autobus 325 z dworca północnego). Dojechaliśmy bez problemu, trochę trudno znaleźć bramę wejściową, bo jest od zupełnie innej strony niż przystanek. Wejście jest - wbrew temu, co napisano w LP - bezpłatne. Miejsce to jest czynną świątynią. Widać buddyjskich mnichów i modlących się ludzi.
![]() | |
|
Przy tej okazji mieliśmy okazję zobaczyć, jak wyglądają słynne młynki modlitewne wykorzystywane przez wyznawców niektórych odmian buddyzmu. Idea ich stosowania jest mniej więcej taka, że zamiast odmawiać modlitwę, można zakręcić specjalnym walcem, na którego powierzchni został umieszczony tekst modlitwy. Kręcąc równocześnie wieloma młynkami, można w konsekwencji odmawiać wiele modlitw na raz, co nie byłoby możliwe, gdyby odmawiać je tradycyjnym sposobem.
![]() | |
|
Potem pojechaliśmy do Pagody Buddyjskich Prochów. Opis dotarcia tam z Pagody Północnej w przewodniku LP jest mało precyzyjny. Generalnie trzeba podjechać do Parku Północnego (autobus 213), a następnie przejść na drugą stronę ulicy i przesiąść się na jadący z powrotem w kierunku centrum autobus 205, z którego należy wysiąść, gdy skręci z ulicy Chongshan Lu w ulicę Taian Jie. W pobliżu skrzyżowania tych dwóch ulic znajduje się kolejne centrum handlowe Carrefour. Ponieważ wysiedliśmy przystanek za wcześnie, a Prosiak usnął nam w autobusie, postanowiliśmy wykorzystać tę okoliczność i coś zjeść w jednej z mijanych knajpek. Właściciel, widząc naszą pociechę, zaprosił nas na zaplecze, gdzie mogliśmy położyć Prosiaczka na ławie. Zjedliśmy prócz ryżu wołowinę z woka, specyficznie przyrządzonego bakłażana (pociętego w słupki i usmażonego w oleju jak frytki) i piwo (22Y). Na ścianie zauważyliśmy arabskie litery, zapewne cytaty z Koranu. Przypuszczamy zatem, że właściciel był muzułmaninem.
Pagoda Buddyjskich Prochów to ciche i spokojne miejsce z niewielkim muzeum. Jest to podobno jeden ze starszych zabytków Shenyangu. Posiedzieliśmy chwilkę na ławce przed pagodą, ale ponieważ zaczęło padać, postanowiliśmy wracać. W sklepie w galerii Carrefour Małgosia kupiła sobie ładne skórzane sandałki za jedyne 100Y.
![]() | |
|
Do dworca południowego dojechaliśmy autobusem 205. Stamtąd jest kilka kroków do opisanej w LP ulicy handlowej i targu nocnego. Przy okazji musieliśmy wpaść do McDonalda, żeby przebrać Prosiaka, bo się nam posikał. McDonaldów jest tam od zatrzęsienia. Ciekawe, po co Chińczycy tam chodzą, mając swoje niedrogie knajpki z rewelacyjnym jedzeniem.
Ulica handlowa to ciąg luksusowych domów towarów, w pewnym momencie ustępują one jednak miejsca zwykłemu ulicznemu bazarowi. Małgosia kupiła ładne (ale nie skórzane) sandałki za 15 Y. Ja zaś kupiłem wodę - za 1 Y. W portfelu miałem, niestety, tylko banknot 100 Y. Właściciel wcisnął mi, wydając resztę, banknot 50 Y, którego - jak się później okaże - nikt nie chciał mi w Chinach przyjąć. Nie mam pojęcia, czy był on fałszywy, czy też problem stanowiło to, że był on lekko naderwany i podklejony taśmą klejącą.
Wróciliśmy do hotelu autobusem 602. Zjedliśmy w bistro przy dworcu. Porcje gigantyczne, ale niezbyt smaczne. Ja zjadłem jakąś rybę, Małgosia tofu. Cena - 52 Y - była w oczywisty sposób zawyżona. Żałujemy, że tam w ogóle weszliśmy.
Odebraliśmy bagaże z recepcji i poszliśmy na dworzec. W poczekalni zaczepiła nas kobieta z agencji turystycznej ctrip.com. Wciskała nam kartę uprawniającą do zniżek w hotelach. Karta nic nie kosztowała, więc ją wzięliśmy. Może się kiedyś przydać. Dziewczyna była miła, ale jej znajomość angielskiego była dość podstawowa. Zadzwoniła do kogoś przez telefon komórkowy, a ten ktoś wyjaśnił nam, że dziewczyna pomoże nam przejść przez bramki. Daliśmy się poprowadzić do rzędu siedzeń, gdzie czekały rodziny z dziećmi. Okazuje się, że w poczekalni jest specjalna bramka umożliwiająca wejście pewnym grupom pasażerów (np. podróżnym z dziećmi) przed innymi.
Nasz wagon klasy hard sleeper (czyli sypialny z twardymi leżankami) okazał się ładny i nowoczesny, ale pomysł umiejscowienia się na najwyższym poziomie kuszetek był chybiony. Na najwyższym poziomie jest bardzo mało miejsca i nie można normalnie usiąść. Na szczęście było już dość późno i Prosiaczek nie uprawiał swoich harców. Nie udało mu się zatem zlecieć z kuszetki na dół.
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 Następna strona