Shenyang - Jaskinia Wodna Benxi - Shenyang 28.06.2006

Wstaliśmy bardzo wcześnie rano. Dzień był upalny i słoneczny.

Autobusem 602 pojechaliśmy na dworzec południowy. Szukaliśmy chwilę opisywanego w przewodniku południowego dworca autobusowego. Dworzec autobusowy jest tam rzeczywiście, ale niezupełnie w tym miejscu, w którym zaznaczono go na mapie w LP - jest właściwie naprzeciwko dworca kolejowego, przy jego południowym końcu. Na szczęście pomocni okazują się naganiacze. Informacja zawarta w LP, że o 7:30 odjeżdża bezpośredni autobus do jaskiń wodnych Benxi okazuje się na szczęście prawdziwa. Podróż trwała mniej więcej 1:45 i kosztuje 26,5 Y od osoby. Usłużny konduktor poinformował nas, że autobus wraca do Shenyangu o 14:30, co zgadza się z danymi z przewodnika LP.

W kasie biletowej nikt nie mówił po angielsku, a dostępnych jest wiele wariantów biletów. Kupiliśmy jeden z nich (87 Y od osoby) i otrzymaliśmy plik biletów. Wśród nich były jakieś bilety ze zdjęciem tramwaju turystycznego, więc wsiedliśmy do jednego z takich pojazdów stojących przed kasami i pojechaliśmy do wejścia do jaskiń.

Wejście do jaskini znajduje się w malowniczym otoczeniu. Jest przed nim spore jeziorko ze złotymi rybkami i kilka dających cień pawilonów.

Ubraliśmy ciepło Prosiaczka i sami też przed wejściem do jaskiń przygotowaliśmy się do zmiany temperatury.

Pierwsza część zwiedzania obejmuje zespół grot podświetlonych różnokolorowymi światełkami, w których są wystawione postacie dinozaurów. Trochę to wszystko kiczowate, ale ładne.

Następna część to przejazd łodzią motorową po podziemnej rzece, podobno - według napisów umieszczonych przed jaskinią - najdłuższą podziemną rzeką świata. Całkiem możliwe, że z tą długością to tylko chwyt reklamowy, ale przejażdżka jest dość długa, trwa około 40-50 minut. Przy wejściu na łódź dostaje się dodatkowe ciepłe płaszcze chroniące przed wilgocią i zimnem. Jaskinia jest rozświetlona kolorowymi światłami, groty są gigantyczne, niektóre mają wielkość nawy sporego kościoła. Wrażenia estetyczne bardzo ciekawe.

Przejażdżka łódką po podziemnej rzece
Przejażdżka łódką po podziemnej rzece

Po tej przejażdżce wyszliśmy z jaskini. Ponieważ zostały nam w ręku jeszcze jakieś niewykorzystane bilety, postanowiliśmy sprawdzić, czy do czegoś nie uprawniają. Trudno nam jednak było się dogadać, nikt nie rozumiał, o co nam chodzi. Chyba mają za dużo tych różnych biletów i wtykają je każdemu, żeby się ich pozbyć.

Potem, korzystając z faktu, że do odjazdu autobusu powrotnego mieliśmy jeszcze ponad 3 godziny, postanowiliśmy przejść się po okolicy. Nad jaskinią znajduje się góra, która jest rezerwatem - podobno można tam obserwować ptaki. Ponieważ jednak chodzenie z Prosiaczkiem po górach na grzbiecie jest średnią przyjemnością, a za wstęp trzeba dodatkowo płacić, postanowiliśmy sobie odpuścić.

Jako że nie jedliśmy śniadania, postanowiliśmy zjeść w położonym niedaleko hotelu. Okazało się, że klienci są prowadzeni do specjalnych pokoi w celu spożycia posiłku. Zamówiliśmy rybę w sosie sojowym i piwo. Ryba była smaczna i dobrze przyrządzona, ale okropnie oścista. Przyjemność ta kosztowała nas 42 Y.

W pobliżu hotelu jest muzeum glinianej armii z Xian, ale postanowiliśmy sobie darować jego zwiedzanie. Jak wiadomo, armia glinianych wojowników z Xian znajduje się w Xian i tam też się kiedyś udamy, by ją zobaczyć. Nie ma z naszego punktu widzenia większego sensu wydawanie kilku yuanów na oglądanie kopii.

Wróciliśmy zatem nad jeziorko, by odpocząć w cieniu zbudowanych nad wodą pawilonów.

Przed 14:00 poszliśmy do tramwajów turystycznych, ale ponieważ nie mieliśmy już żadnego biletu ze zdjęciem takiego tramwaju, nie chcieli nas przewieźć do wyjścia. Ponieważ jednak sprawialiśmy wrażenie zagubionych i udawaliśmy, że nie wiemy, o co chodzi, ktoś w końcu zlitował się nad nami i pozwolił usiąść w pojeździe. Bardzo dobre posunięcie: od wejścia do jaskiń do parkingu autobusów jest kawałek, a w takim upale, taki spacer to żadna przyjemność.

Z tramwaju naganiacz zaprowadził nas od razu do autobusu, który miał odjechać do Shenyangu. Posiedzieliśmy w nim chwilę, podczas gdy nadchodzili kolejni pasażerowie, ale po jakichś 15 minutach przybiegł konduktor i kazał nam się przesiąść do innego autobusu. Ten inny autobus był już częściowo zapełniony ludźmi. Z trudem znaleźliśmy w nim miejsce. Byliśmy ściśnięci jak sardynki, a wciąż dochodziły nowe osoby. Skończyło się to wszystko awanturą. Jakiś krewki Chińczyk rzucił się na kierowcę, krzycząc głośno na niego. Żona wzburzonego pasażera usiłowała go uspokoić, co w końcu jej się jakoś udało.

W końcu autobus pojechał.

Podróż była niewygodna, Prosiak na szczęście większą jej część przespał.

Do hotelu wróciliśmy z dworca autobusowego autobusem 602. Ponieważ nie chciało nam się już iść na targ przy dworcu południowym, poszliśmy tylko na zakupy do centrum handlowego Carrefour.

Kolację zjedliśmy w naszym hotelu. Za 34 Y dostaliśmy - prócz ryżu - zakąski (glony i cebulkę), jakieś danie z mięsa i pierożki . Pierożki były trochę dziwne w smaku, bo nadzienie było ze szczypiorku i czosnku, niezbyt nam taka kombinacja smakowała.

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 Następna strona