Rano wstaliśmy wcześnie i po śniadaniu (zwyczajowy śniadaniowy ryż na wodzie i bułki na parze) wyprowadziliśmy się z hotelu. Nasz pociąg miał odjeżdżać o 9:10 Wzięliśmy taksówkę na stację kolejową (5 Y). W poczekalni Prosiaczek dostał od jakiejś chińskiej babci wisienki. Ponieważ chłopak lubi kwaśne smaki, wciągnął je (już w pociągu) z apetytem.
Pociąg był dość zatłoczony, ale były jeszcze miejsca siedzące. Podróż twardymi siedzeniami na dystansie kilku godzin jest stosunkowo wygodna. Siedzenia wcale nie są twarde, bez przerwy chodzą po pociągu sprzedawcy napojów, jedzenia i lodów, więc zawsze można się pokrzepić, a jedyny problem stanowią śmieci - w chińskich pociągach zazwyczaj wcale nie ma pojemników na śmieci, rzuca się je na podłogę (lub za okno), a co pewien czas obsługa pociągu przy pomocy miotełki wygarnia śmieci spod siedzeń i je wyrzuca. Prosiaczek część podróży przespał.
Około godziny 14:40 pociąg dojechał do stacji północnej w Shenyangu. Stosunkowo niedrogi hotel jest już w samym budynku dworca, ale stwierdziliśmy, że poszukamy jeszcze czegoś odrobinę tańszego. Z przewodnika nauczyłem się dwóch znaczków chińskich występujących często w nazwach hoteli (umownie nazwałem je sobie: "ludzik" oraz "powieszony na szubienicy kociołek z nóżkami"). Dwieście czy trzysta metrów na północ od dworca w zaułku dojrzałem na jakimś budynku te właśnie znaczki. Żadnych oznaczeń po angielsku oczywiście tam nie było, ale okazało się, że był to rzeczywiście hotel.
Nikt w recepcji nie znał angielskiego, ale szczęśliwie pomógł nam dogadać się z obsługą przedstawiciel firmy Amway, który przygotowywał właśnie swoją prezentację, która miała odbyć się w hotelowym centrum konferencyjnym (przy okazji usiłował wciągnąć nas do swojej sieci, z niewielkim - jak można się domyślić - skutkiem). Nocleg kosztował nas 130 Y, najmniej jak dotąd podczas naszego pobytu w Chinach. Pokój nie różnił się za to zbytnio standardem od tych, w których byliśmy poprzednio, poza może tym, że zamiast czajnika elektrycznego był tam termos. By dostać wrzątek, trzeba było pójść do dziewczyny z obsługi (na każdym piętrze była przynajmniej jedna) i poprosić o napełnienie termosu.
Niestety, okazało się, że w hotelu w Shanhaiguan zapomnieliśmy samochodzików Prosiaczka.
Odkryliśmy, że po drugiej stronie ulicy jest hipermarket Carrefour, więc poszliśmy do niego zrobić drobne zakupy. Obiad zjedliśmy w bistro znajdującym się w pobliżu naszego hotelu. Zapłaciliśmy za posiłek nieco ponad 20Y, ale był całkiem smaczny.
Kupiliśmy bez większych problemów bilet sypialny do Pekinu na 29.06 (pociąg K54, odjazd o 21:25, 172 Y za osobę).
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 Następna strona