Sewan - 18.07.2011

Rano wiał silny wiatr i było dość chłodno. Woda ciekła z kranu, ale przestał działać rezerwuar. Poszedłem zawołać kogoś z obsługi. Przyszedł hydraulik i przeczyścił zatkany dopływ wody. Po jednym czy dwóch użyciach rezerwuaru dopływ znowu się zapchał. Nie wiem, skąd ośrodek pobierał wodę, ale nie zdziwiłbym się, gdyby bezpośrednio z jeziora. Gdy nabraliśmy do szklanki wody z kranu, zauważyliśmy, że pływają w niej nitki glonów.

Zadzwoniłem na podany w przewodniku wydawnictwa Bradt numer telefonu bardzo polecanego przez autora tej książki gościnnego domu państwa Hovhanessian we wsi Garni. Dowiedziałem się, że możemy się u nich zatrzymać.

Po śniadaniu poszliśmy na plażę. Pogoda początkowo nie zachęcała do plażowania, więc siedzieliśmy sobie na leżakach. My czytaliśmy książki, a Andrzejek rozwiązywał zadania z podręcznika do nauki czytania lub bawił się na brzegu. Dopiero po 13 rozpogodziło się i mogliśmy założyć stroje kąpielowe.

Raki są smaczne
Raki są smaczne

Koło 17 wezwaliśmy taksówkę przez radiotaksi. Tym razem za kurs do miasta zapłaciliśmy 700 dramów. Najpierw poszliśmy do małego bistro, w którym za 2 kebaby, lamandżo, czyli rodzaj cienkiej ormiańskiej pizzy, frytki i napoje zapłaciliśmy 2600 dramów. Jak widać, stołowanie się w mieście jest znacznie tańsze niż w restauracji w ośrodku wczasowym.

Potem kupiliśmy kukurydzę, chleb,, ser i kiełbasę. Pomny rad taksówkarza, z którego usług korzystaliśmy wczoraj, umówiłem się z młodym kierowcą niezrzeszonej w korporacji taksówki, że za 8000 dramów zawiezie nas następnego dnia do Garni. Miał po nas przyjechać o 11.

Do ośrodka Albatross wróciliśmy inną taksówką, płacąc 500 dramów. Tutaj okazało się, że przez roztargnienie nie kupiliśmy podczas wizyty w mieście wody. Kosztowało nas to trochę dodatkowych wydatków, bo za małą butelkę wody musiałem w barze zapłacić 250 dramów. Za tyle w sklepie można kupić butelkę 1,5-litrową.

Wieczorem przyszli do mnie pracownicy ośrodka, by pobrać opłatę za następny dzień. Była to oczywista pomyłka, bo zaraz po przyjeździe zapłaciłem obsłudze za trzy dni. Pracownicy zawołali swojego kierownika, z którym wyjaśniłem sprawę (okazało się, ze omyłkowo zapisali sobie, że przyjechaliśmy w piątek, a tymczasem dotarliśmy do Albatrossa w sobotę).

Obejrzałem na rosyjskojęzycznym kanale film sensacyjny o dezerterach. Był to jeden z tych rzadkich momentów podczas naszego wyjazdu, gdy w ogóle włączaliśmy telewizor. Z wyjątkiem mieszkania w Jegegnadzorze, nawet jeżeli tam, gdzie spaliśmy, był telewizor, nie było kablówki i mogliśmy oglądać tylko programy ormiańskojęzyczne, co skutecznie zniechęcało do włączania odbiornika.

Zjedliśmy na kolację gotowaną kukurydzę. Do gotowania użyłem swojej kuchenki. Pod koniec kuchenka bez przerwy gasła, więc po zakończeniu posiłku rozebrałem ją na kawałki i przeczyściłem dyszę. W przypadku korzystania z paliw płynnych od czasu do czasu pojawia się taka konieczność.

Na szczęście wieczorem woda była w kranie, więc już bez przeszkód umyliśmy się i poszliśmy spać.

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 Następna strona